czwartek, 29 września 2011

Ilona Kuśmierska- wszystko dla dzieci

Z Ilonką, jak już pisałam znamy się od czasów Teatru Komedia. To- co niej najbardziej cenię, to fakt, że nigdy nie zadzierała nosa, nie starzała sztucznych sytuacji i zawsze jest sobą. To wspaniała i cudow

na kobieta dlatego każdy z nią wywiad to wielka przyjemność. Tym razem w najnowszej PRZYJACIÓŁCE.

BEZ MASKI: Saba- 10 dni w domu

BEZ MASKI: Saba- 10 dni w domu: Sabcia już zaadoptowała się w nowym domu. Wprawdzie dywan na razie zwinięty, ale już nie sika. Dzisiaj po raz pierwszy poszła na dłuższy spa...

Saba- 10 dni w domu

Sabcia już zaadoptowała się w nowym domu. Wprawdzie dywan na razie zwinięty, ale już nie sika. Dzisiaj po raz pierwszy poszła na dłuższy spacerek na wał obok Trasy Łazienkowskiej i, jak widać

bardzo jej się spodobało. Dzisiaj będzie również panią oglądać PIERWSZĄ MIŁOŚĆ, bo bardzo lbi oglądać filmy, szczególnie leżąc na moim tapczanie, z którego zrobiła sobie psią budę, bo tam na wysokości oczu ma telewizor. Jak coś, w razie niepokoju, wpada do mojego pokoju i tarza się w pościeli. Dobrze, że nie ma już pcheł.

Pokochała już Michała, więc dzisiaj w dniu jego imienin polizała mu mordę, co było największym dowodem miłości.
No i co najważniejsze już wychodzi z nim samodzielnie na spacer, więc kamień z serca, jak ja będę we Wrocławiu na planie serialu.

niedziela, 25 września 2011

Dzięki za wsparcie


Wszystkim przyjaciołom i fanom dziękuję za miłe słowa. Zapraszam do ogladania PIERWSZEJ MILOŚCI kolejny odcinek z moim udziałem 29.09 br. no i postać się rozwija. Dobrze, że producenci wybrali do roli mojego syna zdolnego i przystojnego aktora.
Saba czuje się świetnie w nowym domu, choć nadal się adoptuje.

niedziela, 18 września 2011

wielkie szczęście w domu- SABA


W ubiegły czwartek stała się rzecz niesamowita. Michał wyjechał na działkę, aby być bliżej SABINKA i siedzieć godzinami nad jego grobem i płakać. W tym czasie ja, szukając adresu mailowego, który gdzieś mi zniknął, nieumyślnie odczytałam jednego z maili od jego znajomej p. Bożenki. Zaintrygowała mnie temat- przyznaję: Sunia do adopcji, w którym opisuje, że Bernardynka BERA została porzucona w Puszczy Kampinowskiej i po miesiącu trafiła- złapana do schroniska. Potrzebuje pomocy, bo schronisko nie ma miejsc. Weszłam na stronę fundacji Bernardynów, zobaczyłam te zdjęcia , te smutne od ogromnego bólu oczy i przez kilka godzin płakałam powtarzając sobie, że nie chcę JUŻ ŻADNEGO PSA!!!!! Po czym zadzwoniłam do pani Romy Wiktor i której telefon i mail znalazłam pod zdjęciem Bery i zadzwoniłam. Pani Roma najpierw z dużym dystansem wysłuchiwała moich pytań o Berę, bo niemal po każdym słowie powtarzałam, że nie chcę brać psa, po czym zeszłyśmy na temat SABINKA i obie płakałyśmy. No i już byłam ugotowana.
O niczym innym nie mogłam myśleć. Co chwilę oglądałam zdjęcia tego biednego pieska i myślałam, jakich bydlaków stać na to, żeby udomowić roczną sunię a potem ją wyrzucić??? Osobiście skazywałabym wszystkich dręczycieli zwierząt na dożywocie w kamieniołomach z małą ilością wody do picia i batami przy każdej okazji.
W spawie Bery dałam sobie jednak jeden dzień, bo trzeba było porozmawiać poważnie z Michałem. Zszokowany, ale przyjechał natychmiast. ja w tym czasie wykonałam kolejny telefon do Pani Romy, która skierowała mnie do Fundacji Azylu POD PSIM ANIOŁEM dla skrzywdzonych i porzuconych zwierząt w Falenicy i do tymczasowego opiekuna zwierzaka pana Marka. Po rozmowie z panem Markiem wiedziałam już, że musimy wziąć tego psiaka, który tyle wycierpiał nie ma choroby lokomocyjnej, wychodzi na smyczy nie załatwia się w kojcu i mogło by się na pozór wydawać, ze przebywał wśród cywilizowanych ludzi. Ale kto- kogo nazywamy CZŁOWIEKIEM mógłby aż tak skrzywdzić swojego psa? Jeśli kiedykolwiek myślałam o władzy to tylko w tym kontekście, aby takich skurwysynów ukarać w najwyższym, możliwym wymiarze!!! Piątek w każdym razie mieliśmy przechlapany. Płakaliśmy po SABINKU i płakaliśmy nad BERĄ, dygocząc ze strachu, bo przecież nigdy nie mieliśmy psa ze schroniska i tak poranionego wewnętrznie. Po nieprzespanej nocy, myląc kilkakrotnie zjazdy na Falenicę wreszcie i o dziwo o czasie dojechaliśmy na 11.00 zgodnie z umową do schroniska POD PSIM ANIOŁEM. Trzęsąc się, jak osika w temp. 20 stop. C, przy huraganie wydobywających się z kojców odgłosów szczekających piesków, ze łzami w oczach zadzwoniłam z prośbą, aby pan Marek zechciał przyprowadzić Berę do lasku. To spotkanie przecież miało być decydujące. Gdy ukucnęłam sunia oblizała jęzorem moją twarz rujnując i tak marny makijaż, ale wiedziałam, ze jest moja. Już wcześniej okazało się, że prawdopodobnie została skrzywdzona przez faceta BYDLAKA, bo boi sie mężczyzn, ale mimo tego został dzielnie z Michałem w samochodzie.
Nie spoglądając na boki weszłam do schroniska. Pani właścicielka Azylu potraktowała mnie dość chłodno, ale rozumiem bo wszystko- co jest na Jej biednej głowie przerosło moje największe domniemania. Inni pracownicy Pan Marek szczególnie to prawdziwe ANIOŁY. Doradzono nam aby pojechała zaraz do W+wy nie na działkę i tak się stało. wystraszona do granic obłędu wczoraj 17.09.2011 stała się małą królewną na Powiślu. A poniewaz przybzla do tego domu 17 w dniu narodzin SABINKA + jest sabina nasza SABA.



tak wygląda wczoraj, dzisiaj jest żywsza ufniejsza i nie chce wychodzić z tego domu. właśnie zsikała się na dywan ale i tak jest największym szczęściem jakie mogło nas spotkać.

Jaroszyńska contra Sztuka

Z Janeczką Jaroszyńska - szefową oddziału warszawskiej sekcji estrady przy ZASP znamy się od dawna. Prywatnie Janeczka jest raczej introwertyczką, która chyba gdzieś w głębi czuje się niedoceniona. Trudno zresztą było ją namówić na ten artykuł do Życia na Gorąco, więc można powiedzieć, ze właściwie wymusilam na niej tę rozmowę.
Gdy jednak po publikacji/ a moim życiu zaistniały takie zawirowania, że nawet swoim zwyczajem nie zadzwoniłam/ niemal obudzil mnie telefon od Janki, która cała szczęśliwa opowiadała mi, jak to powiadomiła ją koleżanka z Chicago, a ona go nawet nie czytała. I, powiem szczerze, że to naprawdę skandal, że dzisiaj kompletnie nie docenia się talentów estradowych, które jak TADZIO ROSS były kiedyś przecież niekwestionowanymi gwiazdami. A propos Tadzia jest w doskonalej formie. Napisał dla nas przepiękna piosenkę na duet i już nie mogę się doczekać, kiedy ją wykonamy w nowej odsłonie programu CO PANI WYPRAWIA/ Ten Tadzio to jednak prawdziwa osobowość sceniczna.
Jestem dumna, że mogę z nim grać!!!!!!!!!!!
A wracając do wywidów w tym samym numerze czyli aktualnie na rynku jest również mój wywiad z Marzeną Kipiel- Sztuką z kolei kobietą wulkanem, nieco niecenzuralną, ale bardzo prawdziwą. Polecam cały numer Życia na Gorąco, bo jest niezwykle interesujący.

wtorek, 6 września 2011

NIE TAKI NERWUS JAK SIĘ WYDAJE

Każdy, kto poznał osobiście Jurka Połomskiego wie, że jest niesłychanie szarmanckim i ciepłym człowiekiem. Jednak mnie- w ciągu kilku dni naszej konwersacji- dał się mocno we znaki. Ale też faktem jest, że okres, w którym przeprowadzałam z nim rozmowę był dla mnie wyjątkowo ciężki - bo przypadł na chorobę Sabinka, a ściślej mówiąc na dramatyczne zakończenie Jego cierpień.
Z widzenia znamy się od dawna z sekcji estrady w ZASP-ie, ale w zasadzie poza grzecznościowym dzień dobry nie zamieniliśmy nigdy ani słowa. Tym razem tych słów miało być więcej, więc zadzwoniłam do pana Jurka z pytaniem- czy zechciałby się ze mną spotkać i udzielić wywiadu do Życia na Gorąco.
Początkowo był niezbyt miły, zmienił trochę nastawienie, gdy powiedziałam, że wielokrotnie rozmawiałam z jego koleżanką Hanią Rek i zawsze była zadowolona, a także dodałam, że ZG ma również swoich oddanych i wiernych od lat czytelników. W ostatecznym rozrachunku doszliśmy do kompromisu udzielenia tego wywiadu przez telefon. Właściwie po tej krótkiej, nie nagrywanej rozmowie miałabym materiał do ZG, gdyby chodziło tylko o sensację, ale przecież nie zawsze o to chodzi...

Umówiliśmy się na konkretny termin. Wiedziałam, ze rozmowa nie będzie łatwa, bo pan Jerzy zaznaczył, że nie będzie odpowiadał na pytania prywatne. Kocham, gdy aktor lub inny artysta tak jasno wyraża swoje zdanie, bo przecież jaki kolor butów najchętniej kupuje- mówiąc kolokwialnie- to też prywata.
No, ale nie przypuszczałam, że piosenkarz w ogóle nie dopuści mnie do głosu, a przerywanie mu długich monologów nie odniesie skutku, więc w końcu odpuściłam, pozwalając artyście na wypowiedź SWOBODNĄ. Tak czy inaczej rozmowa odbyła się i trzeba było ją opublikować. Ale jak...? Za pomocą jakiego klucza? Jerzy Połomski, który nie włączył się jeszcze w nurt internetowego szaleństwa zażyczył sobie w dodatku autoryzacji na papierze. Co było robić. Napisałam i w dniu, gdy w dodatku moja agencja zaprosiła mnie na casting, we wtorek przed feralną datą.... udałam się na Mokotów do pana Jurka. Niestety każdy z jego telefonów milczał, w końcu czekając godzinę pod domem dodzwoniłam się wreszcie na domowy, a pan Jurek z urokliwym uśmiechem oznajmił, że położył gdzieś komórkę i przepadła. Ostatkiem sił weszłam na 4 piętro, gdzie powitał mnie sam mistrz, który czekał na mnie ze świeżo zakupionym ciastem. Wzruszył mnie.... Niestety zostać nie mogłam, bo już byłam spóźniona na kolejne spotkanie. Na szczęście autoryzacja nie wniosła drastycznych zmian. W piątek na dwa dni przed tym" co musiało się stać....." przeprowadziliśmy ostateczne, kosmetyczne poprawki. Byłam bardzo załamana stanem Sabinka, więc pan Jurek pocieszył mnie na swój sposób, ze jego przyjaciel kompozytor p. Sent po stracie swojego czworonoga kompletnie się załamał. Wyjaśnił również, że zwykle nie jest tak niemiły, ale jego mniemanie o dziennikarzach zmienił tabloid, który napisał o jego depresji, która w rzeczywistości była jedynie chwilową chandrą. Rozmowa skończyła się sympatycznie, choć początki nie były łatwe. No cóż w tym zawodzie tak bywa, ale nie taki diabeł straszny, jak go opisują.