wtorek, 25 grudnia 2012

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO





My katolicy cieszymy się z narodzin SYNA BOŻEGO , ludzie niewierzący cieszą się z chwili refleksji wśród najbliższych, samotni wierzą, że nikt nie jest sam, bo KTOŚ nad nami czuwa, osoby innej wiary czczą swojego boga, ale wszyscy powinni jednoczyć się w tym szczególnym  dniu i życzyć sobie wszystkiego najlepszego- TEGO KAŻDEMU Z WAS OSOBNO I RAZEM ŻYCZĘ

KASIA ŁANIEWSKA - dwie miłości jedna historia


Czasami tak bywa, że tę dojrzała miłość spotykamy nieco później.... Pani Kasia, jak już wielokrotnie pisałam jest aktorką, którą szczerze i naprawdę lubię. Nie interesują mnie JEJ przekonania polityczne, poglądy czy sympatie i antypatię. Jako dziennikarka i aktorka podchodzę do osoby, która ma wielką kulturę osobistą, jest niezwykle słowna i punktualna, a także ciepła, choć nie do końca stara się to okazywać. Historia jej życia to wielka księga pełna tajemnic i zaskakujących zwrotów akcji. Szkoda, że żadne z wydawnictw nie chce wydać o Niej książki, a tyle chłamu leży na półkach księgarskich, bo sama chętnie podjęłabym się napisania takiej biografii. Ale, że święta trwają dosyć biadolenia! Polecam Rewię i dwie historie miłości..... KATARZYNY ŁANIEWSKIEJ

Jurek Połomski- świątecznie


Jerzy Połomski
Zastanawiam się ile osób tzw publicznych będących u szczytu swojej kariery zastanawia się- co będzie, gdy tzw. kariera nieco przygaśnie....? Prawdę mówiąc nie znam takiej osoby! Jednym palemka w ogóle nie odbija, inni pławią się w basku "chwały" poniżając tych, których jeszcze ta chwała, a może nigdy nie dosięgnie, jeszcze inni przyjmują ten dar losu godnie, ale chyba nikt będąc u szczytu nie myśli  , jak by to było być osobą znowu anonimową.
Mam wrażenie, że pana Jerzego boleśnie dotknęła rzeczywistość szczególnie artystyczna. I wprawdzie ma od czasu do czasu koncerty zawiódł się po prostu na ludziach. Ciekawe, jak i z kim spędził Wigilię? Oby radośnie, bo jest człowiekiem z wielką klasą, a takich już jak w ubogim cieście z kilkoma rodzynkami......

sobota, 15 grudnia 2012

Bogdan Brzyski w nowym wcieleniu

Okazuje się że jak ktoś raz zaistniał nawet kilkuletnia przerwa mu nie zaszkodzi. Bogdan Brzyski pojawił się znowu w serialach, choć jak sam mi opowiadał odejście z Plebanii było bolesne. W zasadzie, że nie gra dowiedział się z trzecich ust. Nikt z produkcji nie raczył go nawet powiadomić, że został zastąpiony nowszym "modelem". No cóż my aktorzy jesteśmy totalnie uzależnieni od producentów....Znam wielu kolegów, którzy gotują dla pań scenarzystek, urządzają dla nich bankiety, byle tylko nie wypaść z obiegu. No można i tak....
     Polecam wywiad z Bogusiem- normalnym fajnym kolegą, który o nic nie zabiega w aktualnym ŻYCIU NA GORĄCO

piątek, 14 grudnia 2012

Trudno w to uwierzyć.....

Wróciłam z Holandii, ale temu wyjazdowi poświecę osobnego posta, a tu mila niespodzianka w skrzynce na listy- podziękowanie  z okazji 35- lecia pracy zawodowej. Nie chce się wierzyć, że czas tak szybko płynie. Pamiętam, jak w szkole podstawowej na zajęciach plastycznych mieliśmy wyrazić swoje marzenie. Namalowałam  konia, a na nim siedzącą dziewczynę... Trudno było nauczycielce rozpoznać- to rzekome zwierze czyli konia, więc zapytała- co wyraża to marzenie. _Winettu i Rivanę, chciałabym grać w filmach- odpowiedziałam, a pani od plastyki roześmiała się, bo tak dalece wydawało jej się to nierealne. A potem akademie- jak u większości przyszłych aktorów i nagle zakon Urszulanek pobyt na oazie z Ks. Józefem naszym ukochanym do dzisiaj Szefem w Zakopanem i skok na inną planetę- do teatru Ziemi Pomorskiej w Grudziądzu, do burdelu w Operze za trzy grosze.  Jak na licealistkę trzeba przyznać dużo skrajnych wrażeń. No a potem STUDIO PRZYSZŁYCH GWIAZD- czyli Teatr Syrena, profesor  Aleksander Bardnini  i już Warszawa. Wprawdzie z tego studia, gdzie uczyły nas GWIAZDY; Lidia Korsakówna, Ludwig Smepoliński, Lidia Wysocka, Bohdan Łazuka, Witold Gruca i wielu innych- żadna czy żaden z naszej 15, która dzielnie dostała się do eksperymentalnej szkoły Witolda Fillera- gwiazdą nie została, ale szkołę aktorstwa, dyscypliny i obycia scenicznego dostaliśmy solidną. Było nie do pomyślenia, aby spóźnić się na próbę, aby nie umieć tekstu, czy nawet, aby nie wyglądać, jak artystka.
Do dzisiaj z dumą wspominam rewię musicalową TRZECI PROGRAM z udziałem niezwykłej gwiazdy Wioletty Villas i przygotowania do tego spektaklu, a szczególnie zajęcia choreograficzne, które prowadził reżyser z zachodu. Gdy zobaczył nas w tych byle jakich kostiumach do baletu, zmęczone, blade rozległ się wielki ryk!- Kogo mi dałeś !- zwrócił się do Fillera- dyrektora teatru.- Może na zmywak, a nie na scenę. I jak to się rusza! Następnego dnia każda z nas była na próbie o 8 rano umalowana, wyperfumowana, włoski podpięte, opaski, kokardki i kwiatki w różnych kolorach, barwne trykoty i przejaskrawione getry, żeby tylko się wyróżnić. No tak to kiedyś było..... Potem były zmiany, kolejne studia, odejścia i powroty do zawodu....aż dzisiaj liścik od p. Olgierda Łukaszewicza, ze minęło 35 lat. Mam nadzieję, że tak drastycznie, aż tego nie widać.

Niezmienna Justysia

Justyna Sieńczyłło jest przykładem własnie tej aktorki i koleżanki, której niezależnie od pory dnia i nocy, częstotliwości grania w serialach czy filmach, rolach większych czy mniejszych nie odbija palma. Kocham cię za to Justysiu, że jesteś niezmienna i że niezależnie od lat, jakie upływają złych, gorszych i lepszych dni zawsze mogę na ciebie liczyć.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

OSTATNIE POŻEGNANIE- IZABELI WILCZYŃSKIEJ


To jeden z tych smutnych w życiu  dni, gdy to co nieuchronne czyli śmierć dotyka nas najbardziej.  Dzisiaj pożegnaliśmy w kaplicy DOMU AKTORA WETERANA w Skolimowie Panią Izę Wilczyńską Szalawską- mamę mojego serdecznego kolegi Marcina Trońskiego. Miałam ten zaszczyt znać ją bliżej, a nawet się z nią przyjaźnić.  Ostatnio widywałyśmy się rzadziej, bo w tym zwariowanym świecie, każdy goni i myśli, że to, co robi jest najważniejsze.... Dawniej spotykałyśmy się jednak na tyle często, że i  zdążyłam poznać jej życie, a ona moje. Była jak druga matka, która udzielała mi niekończących się rad. Gdy się poznałyśmy w 1995 r. mieszkała już w Skolimowie i zgadzam się z Marcinem, że trafiła tam dużo za wcześnie.  Wiele dni i wieczorów spędziłyśmy na wspomnieniach o Andrzeju Szalawskim. Woziłam ją na Powązki, bywała u mnie na działce, razem odwiedzałyśmy jej byłego męża Bronisława Trońskiego i jego żonę Jankę Zającównę w ich letniej posiadłości.  Podziwiałam jej nigdysiejszą miłość do Szalawskiego, uczucie które zdarza się pewnie niewielu i na tysiące lat i prawdę mówiąc chyba nie do końca je rozumiałam...... jak można  i po tylu latach tak bezgranicznie kogoś kochać. Żyła wspomnieniami, ale żyła.... Jednak, gdy w styczniu tego roku odszedł Bronek- jej pierwszy mąż i ojciec Marcina odniosłam wrażenie, ze jej głos już nie był taki jak dawniej... Dla Pani Izy, bo nigdy nie przeszłyśmy na Ty, mimo, że byłam po imieniu z całą rodziną skończyła się pewna epoka....
          Kochałam ją, bo była kobietą niezwykłą. Oglądając jej zdjęcia z młodości powtarzałam jej, ze była moim ideałem kobiecej urody: piękna, dumna, wysoka, pełna klasy i gracji . No  cóż ....dzisiaj płakało z tęsknoty za nią wiele osób.....
        O jej drodze zawodowej napisałam artykuł do ŻYCIA NA GORĄCO
Bronisław Troński



czwartek, 29 listopada 2012

Po 45- latach nadal szczęśliwi

Ilonka Kuśmierska- REWIA 2012
I tak to już w życiu jest, że jedni odchodzą inni świętują rocznice...............
Nastrój mam taki sobie..., bo ostatni pisuję artykuły i  blogi pośmiertne. Na szczęście Ilonka i Irek mają się dobrze i niech tak już zostanie. Zważywszy na tragiczny wypadek Ilony, który miała wiele lat temu i gdzie nawet lekarze nie rokowali jej powrotu do zdrowia, po tym jak nad ranem wjechała pod tramwaj i musiała ja stamtąd wyciągać straż pożarna, bo auto zostało kompletnie sprasowane- to prawdziwy cud, ze żyje i ma się dobrze.  Ilonce i Irkowi życzę z samego serca wszystkiego, co najlepsze....

KOLEJNE POŻEGNANIE HALINA GŁUSZKÓWNA

To mój ostatni wywiad- i w konsekwencji artykuł do ŻYCIA NA GORĄCO z Haliną rok temu, w jej mieszkaniu, ktory sprawił jej niebywała radość,. Chociaż tyle.....
W piątek listopada na Powązkach o 11.oo pożegnamy kolejną osobę HALUSIĘ GŁUSZKÓWNĘ- RYCHLEWSKĄ Jeszcze nie tak dawno robiłam jej te zdjęcia i jeszcze nie tak dawno nawet za pośrednictwem osoby zaprzyjaźnionej wpisywała komentarze pod moim blogiem. Wiem że była ostatnio bardzo samotna. Cóż tyle ostatnio pożegnań, że nie mam już siły o nich pisać.... Do zobaczenia w lepszym świecie Halinko.....







czwartek, 22 listopada 2012

Piękny prezent od TELETYGODNIA- TULIPAN

Z sentymentem spojrzałam dzisiaj na swoje zdjęcie z Jankiem Monczką z serialu TULIPAN zamieszczone w artykule Artura Krasickiego w TELETYGODNIU.   Żałuje, że go nie mam w swojej kolekcji, bo  łezka się w oku kręci. To było tak dawno, a wydaje się, że wczoraj.
     Serial reżyserował Janusz Dymek- wybitny reżyser i świetny fachowiec, niestety przywiązujący wielką wagę do detali. Pierwszy odcinek, w którym grałam dał nie tylko nam, ale i reżyserowi mocno do wiwatu! W "Tulipanie" grałyśmy dziewczyny - tzw. lekkich obyczajów, ale takie z wyższej półki, mające ochroniarzy, własne, ekskluzywne mieszkanie i liczące się w tej branży. Naszą szefową grała Marysia Pakulnis, która postanowiła z chłopaka- bidnego rybaka zrobić naszego alfonsa.
                        Pierwsza scena, gdy poznajemy chłopaka, który później oczaruje całą żeńską cześć Polski/ scenariusz, jak pamiętacie oparty był na losach prawdziwego podrywacza i naciągacza na kasę kobiet/  rozgrywa się w deszczu, ulewie. Kalibabka, po kilku przygodach ląduje w wielkim mieście, trafia do jednej z lepszych restauracji, a wyrzucony z niej  przeczekuje ulewę w naszej taksówce.
        Ale tego dnia świeciło piękne słońce, choć prognozy pogody zapowiadały wcześniej deszcz.
 Produkcja, po kilku godzinach trzymania nas na planie,  spoglądając nerwowo w niebo w oczekiwaniu na deszcz, nie mając wyjścia, bo następnego dnia dwie aktorki w tym ja wyjeżdżały za granicę, musiała wynająć wóz strażacki. Gdy się pojawił już późnym wieczorem, strażacy otrzymali stosowne do sytuacji wskazówki. Mieli strugami wody imitować prawdziwy deszcz. Biedni strażacy, który nie bardzo mieli pojęcie o siarczystym deszczyku, puścili z grubej rury węża, na cała parę strumień tak silny, że w jednej sekundzie zmyło nam cały makijaż, zalało kamery i kwestia "przemokłam do samych majtek", którą mówiłam była, jak najbardziej adekwatna. Niestety nie udało się nam nakręcić tego na setkę,  bez dubla. Małą scenkę, która trwa w filmie pewnie 1, 5 minuty powtarzaliśmy ok. 20 razy, a w czasie realnym kilka godzin, które przeciągnęły się do godzin nocnych. Po każdym dublu, fryzjerki musiały nam przecież od nowa robić fryzury, suszyć nasze ubrania, nie wspominając o spływającym makijażu czyli za każdym ujęciem pełna charakteryzacja
            No, ale cóż było robić?  Janek Dymek jest perfekcjonistą..... Nie było wyjścia....
Zdjęcie jw. jest już z innej sceny, kręconej na szczęście wcześniej i w wynajętym mieszkaniu. Gram tam w swoim szlafroku.  Na szczęście......, bo scena rozpoczynająca nasz wątek z ulewą byłą kręcona jako ostatnia. W tym czasie byłam modelką i następnego dnia wylatywałam do Paryża na zdjęcia do Heleny Rubinstein. Leciałam, więc z zapaleniem płuc, więc Paryż przywitał mnie, a ja kolejną ekipę fotograficzną dość chłodno. Wszystko jednak skończyło się dobrze....... zarówno z realizacją serialu, który dzisiaj wszedł już do historii polskiego kina, jak i z pracą u Heleny Rubinstein.
          To fajne zdjęcie przywołało ciepłe wspomnienia. Serdecznie dziękuję redakcji TELETYGODNIA i choć to jeszcze nie Mikołaj, to dzięki za ten miły prezent.

ADAM ZWIERZ i zdecydowane veto red. naczelnego....

Rzadko mi się zdarza, aby bohater wywiadu lub artykułu wycofywał się z materiału tuż przed publikacją, ale jednak takie rodzynki mają miejsce. Adasia Zwierza i jego żonę Teresę znam od dawna i w zasadzie wizyta w ich domu nie miała miejsca z powodu wywiadu. Spotkaliśmy się, ponieważ długo nie mieliśmy okazji na swobodną i dłuższą rozmowę. A ponieważ już byłam w ich domu, postanowiłam zrobić Adamowi przyjemność robiąc z nim materiał. Nie wiedziałam do którego z pism, z jakimi współpracuję, ponieważ mimo, iż go bardzo cenię, za jego dokonania artystyczne, karierę zawodową skończył już dobrych..... lat temu. Adaś zgodził się, a ja napisałam cieplutki artykuł o nim i jego rodzinie. Początkowo miał to być wywiad, ale ponieważ Paweł Górnikowski- naczelny REWII  stwierdził, że materiał nadaje się na story, poprosił  o napisanie historii rodzinnej,  co zresztą uczyniłam. Ale Adaś nastawił się na wywiad.... więc zaproponowałam wywiad Życiu na Gorąco, gdzie również zaakceptowano ten pomysł. Pojechałam, więc po raz drugi i zrobiliśmy inny materiał, choć wcale nie gorszy.
      Tymczasem po długotrwałych konsultacjach z rodziną Adam Zwierz zadzwonił i oświadczył, że  oba artykuły wymagają kolejnej autoryzacji i to osobistej, więc zadzwoniłam do Pawła/ na szczęście do ŻG wywiadu jeszcze nie oddałam/ poprosiłam naczelnego o wstrzymanie do druku artykułu  i pojechałam pod Piaseczno, w godzinach największego szczytu po raz kolejny.
W milutkiej atmosferze po kilku godzinach autoryzacji czyli wymiany kilku sformułowań  oba teksty były- jak to mówię klepnięte, więc wysłałam je do obu redakcji.
   Minęło jednak kilka dni i zadzwoniła Teresa Terka- żona  artysty prosząc kategorycznie, aby oba teksty wycofać z druku, bo syn tym razem się nie zgadza, a tym samym i Adam.
   Doprowadzona do granic wytrzymałości psychicznej zadzwoniłam do obu redakcji, ale naczelny redaktor Rewii- twardo zareagował- NIE MA MOWY!!!!! Tekst jest już w przygotowaniu do druku!
I dzisiaj ukazał się ten sławetny tekst, jak przeczytałam go po raz drugi nadal nie widzę powodów, dla których nie miałby się ukazać!!!!! Zadzwoniłam do Adasia, aby go powiadomić, ale zdążyłam tylko usłyszeć: Od rana zbieram gratulacje z całej Polski...  Synowa właśnie pojechała po gazetę. Zadzwonię.... Dobrze, że mamy takich redaktorów naczelnych z jajami!!! Chociaż do końca nie jestem pewna, jak ten artykuł; laurkę odbierze rodzina ADASIA ZWIERZA......

czwartek, 15 listopada 2012

Łazuka na pierwszym miejscu bardzo długiej listy.....

Kochani na Waszą prośbę 
odblokowałam zamieszczenie komentarzy i na prośbę mojego przyjaciela, z którym wywiad  w ŻYCIU NA GORĄCO zamieszczam, bo dzisiaj, gdy moim starym zwyczajem zadzwoniłam do niego, aby go powiadomić o tym wywiadzie zapytał: Tereniu moja kochana przyjaciółko....tylko kilka osób skomentowało mój artykuł w Na żywo? Toż to  człowiek faktycznie jest już wymarłym gatunkiem skoro nikt nawet nie komentuje jego seks czy ekscesów? / w tym momencie nastąpił śmiech/
      Musiałam tłumaczyć, że miałam długo wyłączoną funkcję komentarzy i tylko nielicznym udawało się coś zamieszczać, wtedy jak akurat ja pisałam posta. No więc piszcie co chcecie do woli.....
     A propos.... Bodzia....
Mój kochany najpierw idol, potem profesor od piosenki, potem kolega w teatrze "Syrena", w końcu przyjaciel-  na ponad tysięcznej liście moich rozmówców stoi na miejscu pierwszym pod względem:
1/ dyspozycyjności dla dziennikarzy-  jeszcze nigdy się nie zdarzyło, aby powiedział: Teresa nie chce mi się, tyle już powiedziałem o sobie....., mam przesyt wywiadów, zadajesz wciąż te same pytania, jestem zbyt popularny i palma mi odbija itd, ect. Zawsze , o każdej porze zgadza się ze mną rozmawiać. Jeśli naprawdę jest zbyt zajęty - to przez telefon. Trudno mi zliczyć, ale zrobiłam z Bohdanem chyba ok 100 artykułów i wywiadów i oby było ich jeszcze więcej.
2/ uroku osobistego, z jakim udziela każdorazowo mi wywiadu i w jaki sposób rozmawia
3/ braku autoryzacji- poza pierwszymi 5 tekstami
4/ wdzięczności, jaką okazuje każdorazowo po publikacji artykułu.
     TO EWENEMENT w dzisiejszym rozkapryszonym świecie tzw. gwiazd!!!!!!!!!!!!!
    

sobota, 10 listopada 2012

DRAMAT NAGRODZONY MIŁOŚCIĄ


Wojtka Machnickiego poznałam lata temu pracując na etacie Teatrze KOMEDIA. Już wtedy był znakomitym kierowcą, lubiącym nacisnąć do oporu pedał gazu. Lubił się ścigać i wtedy był niezwykle skupiony na kierownicy. Natomiast w życiu prywatnym bywał bardzo  roztrzepany......  Dlatego koledzy śmiali się, że wszystko zawsze zapisuje, aby nie zapomnieć.  Nadal mu się jednak zdarza, że jest tak pogrążony w swoich myślach, że potrafi zapomnieć o nieodłącznie związanej z NIM  teczce, którą zawsze nosi z sobą.  Większość z nas pewnie najbardziej go kojarzy z roli strażnika w „Polskich drogach”/ 1976/,  czy późniejszych seriali wymienionych w artykule ŻYCIA NA GORĄCO ,ale dla niego samego najważniejsza była rola  w „Monachium” Stevena Spielberga. - To była mała rólka, ale przygoda ogromna. Nie tylko spotkałem osobiście wielkiego Spielberga i mogłem obserwować, jak pracuje. Ale dla tej jednej sceny reżyser poświęcił  na planie- dziesięć dni. Dziesięć dni dla jednej sceny!!!! A przy tym hotel  dla 2 osób mnie i żony w w Budapeszcie. W Polsce nie do pomyślenia!  Szczególnie teraz. 
Widzowie zapamiętali  zapewne równie Wojtka Machnickiego z  roli sierżanta Olszówki z „07 zgłoś się”, który wymiotuje na widok trupa. To była jedna z najzabawniejszych postaci, jaką kiedykolwiek przyszło mu zagrać.
   Szkoda, ze nagle zniknął z ekranu i teraz właściwie w niczym się go nie widuje. Polecam jednak wciąż aktualny artykuł o facecie, który mimo, iż stracił żonę sam wychowywał córeczkę, aż wreszcie szczęście również uśmiechnęło się do niego.

czwartek, 8 listopada 2012

OCH CI MĘŻCZYŹNI.....

O Wojtku Gąssowskim pisałam już nie raz...ale wciąż mnie zaskakuje. Tym razem polecam najnowsze NA ŻYWO  i chwila prawdy o tak naprawdę pierwszej miłości. Wiadomo, że w miarę upływu lat było ich więcej....Ale to nie magiel, więc ograniczę się do piosenki: GDZIE SIĘ PODZIAŁY TAMTE PRYWATKI i tajemnicza HALINKA?

sobota, 3 listopada 2012

Gentelman w każdym calu


Znamy się już tyle lat, a Bodzio Łazuka zawsze potrafi mnie zaskoczyć. Nie zadarzyło się jeszcze, aby w obecności kobiety zachował się nielegancko, nie szarmancko lub bylejak.  Polecam aktualne NA ŻYWO i wywiad z tym wybitnym aktorem

czwartek, 1 listopada 2012

UŚMIECHNIJ SIĘ DO MNIE TATO

Dzisiaj dzień zadumy, wyciszenia i wspomnień o TYCH, które jeszcze nie tak dawno radowali nasze serca i przywracali uśmiech na naszych twarzach. Najbardziej brakuje taty, który kojarzył się z rodzinnym domem,  rodzinnym miastem, ale przede wszystkim każdorazową  radością powitania mojego przyjazdu. Gdy jego zabrakło- najbliższa rodzina, jak za dotknięciem złej wróżki przestało istnieć.
        I wprawdzie domowe ognisko kojarzy się zwykle z osobą kobiety- mamy, która nadal żyje, ale może z uwagi, że jej umysł jest  już nieobecny...odrzuca smutną rzeczywistość- wspomnienie dotyczy ojca. Bardzo, ale to bardzo za nim tęsknię,  za jego cudownym poczuciem humoru....
         Uśmiechnij się do mnie tato...
     1 listopada to także inni członkowie rodziny, ciocia Helena, która odeszła....brat ojca, o którym dopiero po jego śmierci dowiedzieliśmy się wielu skrywanych tajemnic...
Ale to też moje środowisko i niedawno pożegnany Waldek Kocoń, Wiesława Szymborska- wielka poetka, Andrzej Łapicki i  który tak bardzo chciał się odmłodzić, a odchodził samotny.... i wielu, wielu innych.....
   Przy okazji zastanawiam się nad ceremonią refleksji tych  smutnych, ale i radosnych świat.... przebiegających , jak w szałe wielkich zakupów...  Sąsiadka, która wyszła za Polaka chirurga, ale mieszkają w Niemczech była kiedyś normalną, fajną dziewczyną. Dzisiaj biega po wszystkich cmentarzach, żeby w tym dniu zostać zauważona przez znajomych i zrobić sobie zdjęcie w nowej jesionce wśród celebrytów, na Powązkach, choć jej bliscy lezą na innym cmentarzu... Pijany jegomość, który w tym dniu daje upust swoim potrzebom i wydziera się na całe osiedle... Wypowiedzi  znanych twarzy..... No i zamiast chryzantem róże...
    Nie wiedziałam, że są tak odporne na zimno...

czwartek, 25 października 2012

Kochani zapraszam do ORIGIN PURE

Coraz więcej osób, choć bardzo nieśmiało pyta mnie- co to jest to Origin nie wspominając o cytowanej już Pani Dozorczyni, która ostatnio rozchorowała się, więc mam trochę ulgi z pytaniami z jej strony. A wracając do pytań ogólnych..... Czasy mamy trudne... Widzę to choćby po budzących mnie telefonach od 7 rano czyli w  moim przypadku w nocy i paniach, które aksamitnymi głosikami i bez dopuszczenia słuchającego do głosu recytują formułki o darmowym zaproszeniu na prezentację papieru toaletowego, witamin, garów i czego tam jeszcze..... No to i ja zapraszam te wszystkie osoby do napisania do mnie i zadania mi konkretnych pytań na temat ORIGIN PURE, bo dzwonić po domach nie będę albo zajrzenia na stronę www.originpure.com. Faktem jest, że od czasu, gdy nie biorę witamin i kapsułek mam mniej siły i faszeruję  swój organizm garściami leków, które mam pod ręką. Ostatnio przybyła nam kolejna Przedstawicielka- lekarka, bo stwierdziła, że po kilku użyciach Quadry czyli maszynki do masażu zniknęła jej jedna zmarszczka pod okiem. To co mówić jeśli ktoś ma ich kilka...? Az strach pomyśleć, jak można się odmłodzić. Ale, jak w każdej społeczności najważniejsi są ludzie..... Może chicelibyście tak , jak ja to zrobiłam po prostu ich poznać? Kaski pewnie nikomu nie brakuje, więc nie będę tu reklamować planów kompensacyjnych. W każdym razie towarzysko jest naprawdę bosko.... Ściskam wszystkich czytających mimo wszystko mojego bloga i do usłyszenia, choć z czasem krucho i dlatego tak skąpo...

PS. Nie zrażajcie się, ze chwilowo nie mam mojej strony www. Będą na niej zmiany, jest w trakcie prac.

DOJRZAŁE WINO SMAKUJE LEPIEJ

Tym razem wywiad z Wojtkiem Gąssowskim  polecam najnowszą  REWIĘ, bo jak się okazuje na szczęście mamy na rynku wydawniczym pisma, które doceniają profesjonalizm i klasę dawnych a prawdziwych gwiazd, które niezależnie od wieku nadal błyszczą.   Wywiad z takim artystą to prawdziwa uczta duchowa. Żałuję tylko, że zarówno mój bohater, jak i ja nie możemy się rozwinąć, bo ogranicza nas ta jedna kolumna tekstu. Ale dobre i to i chwała redakcji, ze przypomina te wspaniałe nazwiska.