Z sentymentem spojrzałam dzisiaj na swoje zdjęcie z Jankiem Monczką z serialu
TULIPAN zamieszczone w artykule Artura Krasickiego w
TELETYGODNIU. Żałuje, że go nie mam w swojej kolekcji, bo łezka się w oku kręci. To było tak dawno, a wydaje się, że wczoraj.
Serial reżyserował Janusz Dymek- wybitny reżyser i świetny fachowiec, niestety przywiązujący wielką wagę do detali. Pierwszy odcinek, w którym grałam dał nie tylko nam, ale i reżyserowi mocno do wiwatu! W "Tulipanie" grałyśmy dziewczyny - tzw. lekkich obyczajów, ale takie z wyższej półki, mające ochroniarzy, własne, ekskluzywne mieszkanie i liczące się w tej branży. Naszą szefową grała Marysia Pakulnis, która postanowiła z chłopaka- bidnego rybaka zrobić naszego alfonsa.
Pierwsza scena, gdy poznajemy chłopaka, który później oczaruje całą żeńską cześć Polski/ scenariusz, jak pamiętacie oparty był na losach prawdziwego podrywacza i naciągacza na kasę kobiet/ rozgrywa się w deszczu, ulewie. Kalibabka, po kilku przygodach ląduje w wielkim mieście, trafia do jednej z lepszych restauracji, a wyrzucony z niej przeczekuje ulewę w naszej taksówce.
Ale tego dnia świeciło piękne słońce, choć prognozy pogody zapowiadały wcześniej deszcz.
Produkcja, po kilku godzinach trzymania nas na planie, spoglądając nerwowo w niebo w oczekiwaniu na deszcz, nie mając wyjścia, bo następnego dnia dwie aktorki w tym ja wyjeżdżały za granicę, musiała wynająć wóz strażacki. Gdy się pojawił już późnym wieczorem, strażacy otrzymali stosowne do sytuacji wskazówki. Mieli strugami wody imitować prawdziwy deszcz. Biedni strażacy, który nie bardzo mieli pojęcie o siarczystym deszczyku, puścili z grubej rury węża, na cała parę strumień tak silny, że w jednej sekundzie zmyło nam cały makijaż, zalało kamery i kwestia "przemokłam do samych majtek", którą mówiłam była, jak najbardziej adekwatna. Niestety nie udało się nam nakręcić tego na setkę, bez dubla. Małą scenkę, która trwa w filmie pewnie 1, 5 minuty powtarzaliśmy ok. 20 razy, a w czasie realnym kilka godzin, które przeciągnęły się do godzin nocnych. Po każdym dublu, fryzjerki musiały nam przecież od nowa robić fryzury, suszyć nasze ubrania, nie wspominając o spływającym makijażu czyli za każdym ujęciem pełna charakteryzacja
No, ale cóż było robić? Janek Dymek jest perfekcjonistą..... Nie było wyjścia....
Zdjęcie jw. jest już z innej sceny, kręconej na szczęście wcześniej i w wynajętym mieszkaniu. Gram tam w swoim szlafroku. Na szczęście......, bo scena rozpoczynająca nasz wątek z ulewą byłą kręcona jako ostatnia. W tym czasie byłam modelką i następnego dnia wylatywałam do Paryża na zdjęcia do Heleny Rubinstein. Leciałam, więc z zapaleniem płuc, więc Paryż przywitał mnie, a ja kolejną ekipę fotograficzną dość chłodno. Wszystko jednak skończyło się dobrze....... zarówno z realizacją serialu, który dzisiaj wszedł już do historii polskiego kina, jak i z pracą u Heleny Rubinstein.
To fajne zdjęcie przywołało ciepłe wspomnienia. Serdecznie dziękuję redakcji TELETYGODNIA i choć to jeszcze nie Mikołaj, to dzięki za ten miły prezent.