niedziela, 21 września 2014

KOCHANI
Już dawno nie pisałam bloga, bo skupiam się na FB, sprawach bieżących firmy, ale polecam Wam najnowszy nr BUSINESS QUALITY- Ilonki Adamskiej i moje w nim wywiady z dwoma Panami ubiegającymi się o to samo stanowisko BURMISTRZA.
Obaj Panowie są niezwykłe sympatyczni i każdy z nich ma nieco inny punkt widzenia. To wyborcy zdecydują, którego z nich wybiorą.
Niektórzy z nich w rozmowach ze mną twierdzą, że wolą aktualnie piastującego urząd burmistrza Zenona Reszkę, bo przynajmniej wiedzą, czego mogą się po nim spodziewać. Inni chcą zmian i stawiają na Pawła Białeckiego.
Ja proponuję Wam przeczytać oba wywiady, bo każdy z nich jest ciekawy.
Niebawem już wywiad z Niną Terentiew i Pawłem Karpińskim
ZENON RESZKA- LAW BUSINESS QUALITY
SUKPIAMY SIĘ NA LOKALNYCH PRZEDSIĘBIORCACH
Z Burmistrzem podwarszawskiej gminy Błonie ZENONEM RESZKĄ- rozmawia
Teresa Maria Gałczyńska
Lead: Sympatyczny,  przystojny, nic dziwnego, że uwielbiany przez kobiety, którym podobno w dniu ich święta, na rynku, przy ratuszu osobiście wręcza kwiaty. Bierze też udział w każdej uroczystości.
Z mężczyznami toczy boje, ale jak sam mówi- o słuszne sprawy- i zazwyczaj wygrywa. Czy wygra kolejną kampanię wyborczą, w której  jego przeciwnicy walczą o zmianę planów budowy „farmy wiatrakowej” na terenie gminy….? Jak twierdzą mieszkańcy: to już przesądzone.

RAMKA nr 1
Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, Wydziału Zarządzania o specjalizacji- Finanse Publiczne.
Prywatnie ojciec czworga dorosłych już dzieci: Piotra, Katarzyny, Romualda i Michała. Dwóch najmłodszych synów jeszcze studiuje, pierwszy na wydziale prawa, drugi na inżynierii. Żona- Barbara wraz z jednym z synów prowadzą własna działalność gospodarczą, zakład remontowo- budowlany.  Obowiązki Pani domu pełni żona i to ona jest mistrzynią sztuki kulinarnej, chociaż specjalnością pana burmistrza są gołąbki. Oboje relaksują się zbierając grzyby na Mazurach.
- Kiedy zgolił  Pan wąsy?
- Chyba rok temu…. I wydaje mi się, że lepiej się bez nich czuję.
- Na pewno wygląda Pan młodziej.
- Może sympatyczniej, z wąsami  było groźniej ….
- Jako zodiakalna Panna pewnie jest Pan bardzo skrupulatny podczas pełnienia funkcji Burmistrza…?
- Trudno powiedzieć… Na pewno jestem  dociekliwy zanim podejmę jakąkolwiek decyzję.
- Stanowisko Burmistrza gminy Błonie pełni Pan druga kadencję. Wcześniej był Pan radnym i członkiem zarządu. Jest Pan mieszkańcem gminy ponad 30 lat, Jak zaczęła się Pańska kariera samorządowca?
- Trudno to nazwać karierą. Wcześniej przez 23 lata, aż do chwili upadłości przedsiębiorstwa pracowałem w zakładach mechaniczno - precyzyjnych ZMP Mera Błonie, na gruntach dawnej fabryki zapałek. Zatrudniano w nich kilkaset osób, okresowo ponad tysiąc. Krzyżowało się tam wiele spraw i problemów. Już wtedy działałem w radzie pracowniczej. Byłem członkiem komisji zakładowej, członkiem „Solidarności”, jednym słowem społecznikiem byłem od zawsze. W Polsce jest 36oo wójtów i burmistrzów, więc nie jest to coś nadzwyczajnego. Chociaż muszę przyznać, że jestem zadowolony z tego, co udało mi się do tej pory już osiągnąć.
- Po upadku przedsiębiorca,  już jako radny Błonia i członek Zarządu Miasta w 1998-2002, zaznajomiony z samorządem, zarządzaniem, zaczęło Pana ciekawić wyższe stanowisko…..?
-  W 2006 r. odbywały się wybory. Zrozumiałem, że to mój czas i postanowiłem w tych wyborach wystartować.
- Nie był Pan wówczas tak znany, jak jest dzisiaj. Z ramienia jakiej partii Pan startował?
- Nie jestem członkiem żadnej partii. Działałem, jako radny jedną kadencję i rzeczywiście nie byłem wówczas znany. Poprowadziłem, więc swoją kampanie wyborczą samodzielnie. Założyłem własny komitet wyborczy czyli wyborców „Zenona Reszki Błonie|”  i po skutecznej kampanii, w 2006 r. , mimo 8 kandydatów na to stanowisko trafiłem do drugiej tury i w finale wygrałem. A w 2010 r. w pierwszej turze miałem już ponad 73 procent głosów.
- Błonie liczy ponad 20 tys. mieszkańców. Problemy lokalne widać tu, jak na dłoni inaczej, niż w wielkomiejskich aglomeracjach. Co sprawia Panu największą trudność w zarządzaniu?
-  Samo Błonie liczy 13 tys, mieszkańców, ale proszę pamiętać, że  to gmina miejsko – wiejska. Wokół miasta są tereny wiejskie- liczące 32 miejscowości. To jest bardzo stare miasto. Przywilej  praw miejskich od Janusza I- księcia mazowieckiego- otrzymało  w 1380 r. , a od 1580 r. król Zygmunt August wyraził zgodę na coroczne wybory burmistrza. W takiej sporej i różnorodnej gminie problemy wciąż się nawarstwiają i krzyżują.  Powstają coraz to inne wyzwania, więc tematów nie brakuje.  
- Jednym z większych Pana problemów było pewnie postawienie w czerwcu 2008 r. na rynku, przy Ratuszu biało- marmurowej fontanny…
- Było wielu przeciwników nie zgadzających się na jej powstanie. Dziś jest naszą wizytówką, ponieważ jest absolutnie wyjątkowa: podświetlona, wielobarwna, pluszcze w rytm muzyki. Ludzie przychodzą tu z całymi rodzinami, żeby oglądać to piękne zjawisko. Ale na początku rzeczywiście wzbudzała wiele emocji.
- Pan jednak postanowił postawić na swoim.
- Od początku byłem za …., ponieważ Błonie to nie tylko największe centrum logistyczne w Polsce – 750000 metrów kw. w jednym miejscu, ale gmina w planach rozwoju zakłada nie tylko przyciąganie kapitału inwestycyjnego, rozwój handlu i budownictwa, ale też wykorzystanie potencjału turystycznego. Wiąże się to z bliskością Kampinoskiego Parku Narodowego oraz malowniczością terenów wokół miasta, w dolinie Utraty.  Od 2002 r. łączą nas więzy przyjaźni i współpracy z włoską gminą Coreno Ausonio, od której z miasta Corea Spinio dostaliśmy w prezencie marmur na obudowę fontanny.  Niestety po kilku zimowych sezonach ten marmur zaczął kruszyć się i fontanna zaczęła przeciekać. No cóż…. Nikt nie mógł przewidzieć, że ten surowiec nie będzie przystosowany do naszego klimatu. Ale to była tylko obudowa. Najcenniejsza  jest komora umieszczona pod fonntanną, gdzie znajduje się masa rur, pomp i komputerów.  To jest nasza chluba również w oczach turystów.
- Zamierza Pan kandydować na burmistrza do trzeciej kadencji.
Czy w tej kandydaturze, nie przeszkodzi Panu jednak kolejny wielki problem: farma wiatrakowa w okolicznej miejscowości Pass, przeciw czemu protestują nie tylko okoliczni  mieszkańcy, ale przede wszystkim właściciele nowo zakupionych apartamentów-  „Osiedla Przy Pałacu”?
- Kalendarz tych wydarzeń przedstawia się następująco: inwestor- pan Leszek Mirkowicz uzyskał dwukrotnie pozwolenie w planie zagospodarowania przestrzennego na lokalizację wiatraków 10 lat temu, a gmina uzyskała wszelkie wymagania prawne wraz z opinią środowiska.
- Elektrownie wiatrakowe, wraz ze śmigłem mają około 120 m wysokości, będą stały w odległości 500 m od zabudowań. Trudno się dziwić, że ludzie obawiają się nie tylko o swoje zdrowie, ultradźwięki,  hałas, ale i zniszczenia środowiska naturalnego…..
- Ciężko mi się na ten temat wypowiadać, bo to nie leży w kompetencji gminy. Były już kiedyś zastrzeżenia skierowane do wojewody mazowieckiego na tę inwestycję i w tej chwili sprawa znowu jest w odwołaniu. Trudno powiedzieć, jak to się skończy….
-  Właściciele klasycystycznego pałacu w Pass z 1830r. z licznymi tam okazami starodrzewu, jak 6 dębów szypułkowych, lip, grabów, świerków ect.-  uznawanego już za pomnik przyrody tez nie mają nic przeciwko wiatrakom ?
- Przed wojną pałac należał do prywatnego właściciela. Po wojnie było tam gospodarstwo rolne, ale upadło, pałacyk zmieniał właścicieli, ale dopiero ostatni nabywca ten zniszczony i piękny pałac wyremontował i zagospodarował otaczający go park. Nie wiem, jaki ma stosunek do wiatraków? Musiałby Pani jego zapytać.
- Najbliższe plany przyszłego burmistrza i czym może się Pan pochwalić z dotychczasowych kadencji?
- Burmistrz- to odpowiedzialne stanowisko zwłaszcza, że jednoosobowe. Zżera trochę nerwów, wyzwala wiele emocji, ale doświadczenie już je tonuje. W 2007 r. nawiązaliśmy współpracę z miastem Pouzages w departamencie Vendee we Francji. W zajemnie się wspomagamy.  Centrum logistyczne na terenie naszej gminy przynosi nam niemałe dochody z podatków dochodowych od nieruchomości. W tej mierze mieścimy się na trzeciej pozycji w kraju. Nie zamierzamy budować tu wielkich centrów handlowych, bo skupiamy się na lokalnych przedsiębiorcach. Do mnie należy zapewnienie miastu i okolicy właściwej infrastruktury w zakresie edukacji. Począwszy od przedszkoli, które tak, jak i Komisariat Policji i  kawiarnie  już wyremontowaliśmy, teraz przystępujemy do rozbudowy szkół i rozwoju sportu na terenie gminy. W 2010 r. zbudowaliśmy Centrum Kultury, gdzie na jego tyłach tworzymy wielki, wyjątkowy park dla dzieci i dorosłych, gdzie będzie również lodowisko. Przymierzamy się również powoli do rozbudowy stadionu miejskiego i budowy hali sportowej z basenem. To dobra gmina i wspaniali mieszkańcy. Mam jeszcze wiele pomysłów, które przy ich udziale mam nadzieję zrealizować, dlatego na funkcję burmistrza kandyduję po raz trzeci.
- Życzę zatem powodzenia i dziękuję za rozmowę.

                      xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


 PAWEŁ BIAŁECKI – LAW BUSINESS QUALITY
PRYWATNY FOLWARK BURMISTRZA
Z wicestarostą Powiatu Warszawskiego Zachodniego, menagerem samorządu terytorialnego, prezesem Stowarzyszenia „Między Wisłą a Kampinosem” - PAWŁEM BIAŁECKIM- rozmawia Teresa Maria Gałczyńska
RAMKA 1
Od najmłodszych lat angażował się społecznie w sprawy publiczne działając w ruchach parafialnych. Będąc jeszcze na studiach, na socjologii, już był członkiem Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Rady Gminy Błonie,  gdzie reprezentował sprawy młodzieży. Całe życie zawodowe Pawła Białeckiego związane jest z pracą w samorządzie terytorialnym. Po ukończeniu studiów, w 2002 roku został wybrany do Rady Powiatu Warszawskiego Zachodniego, został także członkiem Zarządu Powiatu. W roku 2006 został zastępcą wójta w gminie Kampinos. Po czteroletniej kadencji powrócił do władz Powiatu Warszawskiego Zachodniego jako wicestarosta Powiatu Warszawskiego Zachodniego. Od 2008 roku jest także prezesem Stowarzyszenia „Między Wisłą a Kampinosem” działającego jako Lokalna Grupa Działania w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich.


RAMKA 2
Jako zodiakalny Skorpion nigdy się nie poddaje. Prywatnie żonaty, z Iloną mają czworo dzieci: najstarszą Marysię (13.), Zosię (11), Maksymiliana (6) i półroczną Różę. Wolny czas najchętniej spędza aktywnie w gronie rodzinnym. Co najmniej raz w tygodniu gra w piłkę nożną. Dzieci preferują basen oraz grę w tenisa. Pan Paweł jest zapalonym kibicem i sportowcem, uwielbia podróżować i zwiedzać nowe miejsca oraz poznawać nowych ludzi. Jeden z ostatnich weekendów kwietnia br. cała rodzina spędziła we Włoszech, gdzie wybrali się na uroczystość kanonizacji  Jana Pawła II. Przy okazji udało się zwiedzić Florencję, Wenecję, Padwę oraz Asyż.

                                 xxxx
- Osiem lat temu startował Pan w wyborach na stanowisko burmistrza Błonia. Przegrał Pan w drugiej turze. W tym roku zamierza Pan ponownie ubiegać się o to stanowisko. Co Pana do tego skłoniło?
- Błonie to moje miasto, chciałbym aby było dobrze zarządzane. Personalnie nic nie mam do Burmistrza Zenona Reszki. Nie mogę jednak zgodzić się z jego stylem zarządzania. Gdy przegrałem z nim osiem lat temu, dałem mu, jak każdy mieszkaniec miasta szansę działania i kredyt zaufania. Po dwóch kadencjach mam już możliwość oceny. Nie zgadzam się na lekkomyślne wydawanie publicznych pieniędzy, które powinny być wydatkowane na zaspokajanie potrzeb mieszkańców w zakresie bezpieczeństwa, zdrowia, edukacji czy sportu. Dziś w Błoniu publiczne pieniądze przeznacza się na fanaberie burmistrza.


- Mówi Pan o fontannie, która wzbudziła tak powszechne oburzenie?

Między innymi. Jedna fontanna już stoi na rynku. Przez wiele miesięcy był z nią problem bo przeciekała. Pisało o tym wiele gazet, także ogólnopolskich. Teraz burmistrz zdecydował się na kolejną fontannę, która ma być ustawiona w parku. Jej wykonanie będzie kosztowało budżet miasta około 4 mln. zł. Jest to kwota, która wystarczyła by między innymi na budowę pełnowymiarowej hali sportowej lub na rozbudowę szkoły w Bieniewicach, tak żeby dzieci nie musiały chodzić na dwie zmiany.

- Pan Burmistrz tłumaczy budowę fontanny możliwością przyciągnięcia turystów…

- Żartuje Pani? Cóż to za atrakcja turystyczna? Jeżeli ktoś będzie chciał zobaczyć fontannę multimedialną to z pewnością wybierze fontanny na Podzamczu w Warszawie. Główną atrakcją naszego powiatu jest Kampinoski Park Narodowy. Uczestniczyłem w badaniach naukowych, konferencjach, które potwierdziły, że turyści, którzy tu przyjeżdżają szukają aktywnego wypoczynku i kontaktu z przyrodą. Wątpię, żeby przyjechali do Błonia obejrzeć park. Jestem realistą, nie fantastą. Zdaję sobie sprawę, że nie mamy zbyt wiele do zaoferowanie w dziedzinie turystyki. W jednej strony mamy Powiat Sochaczewski, gdzie znajdują się zabytki związane z Fryderykiem Chopinem, z drugiej Powiat Nowodworski z Twierdzą Modlin. Jest także stolica, pełna zabytków i atrakcji. Nasz powiat przegrywa z nimi konkurencję.


- Może Muzeum ziemi błońskiej?

- Władze Błonia powinny skupić się raczej na dbaniu o swoich mieszkańców i rozwój miasta. Stwarzanie dogodnych warunków dla osiedlania się nowych mieszkańców. Trzeba inwestować w oświatę, drogi, komunikację zbiorową.

- Co konkretnie chce Pan zmieniać?

- Zmienić przede wszystkim należy filozofię rządzenia. Na pierwszym miejscu muszą być potrzeby mieszkańców. Chciałbym aby mieszkańcy mieli więcej do powiedzenia. Niezbędne są badania opinii i konsultacje społeczne przed każdym kluczowym projektem. W tej chwili wygląda to tak jakby był jeden burmistrz, który decyduje sam o wszystkim! Jak radni opozycyjni o coś dopytują, poddają w wątpliwość to traktowani są jak wichrzyciele. Gdy opozycyjni radni złożyli wniosek o wpisanie do budżetu sali sportowo-widowiskowej, projekt został odrzucony. Nie ma go nawet w Wieloletniej Prognozie Finansowej do roku 2020.  A na park pieniądze się znalazły…
Tak dalej być nie może.

- Nie obawia się Pan - Panie Starosto, że gdy Pan rozpocznie swoje „panowanie” opozycja tak samo Panu będzie Pana oceniać i patrzeć  Panu na ręce?

 - Po to jest opozycja. W Powiecie taż mam opozycję. Jest to bardzo potrzebne. Człowiekowi czasami trudno dostrzec swoje błędy. Opozycja na pewno ich nie przeoczy. Ważne żeby uwagi były konstruktywne i wnosiły coś do pracy samorządu. Opozycja też musi mieć swój głos i swoje miejsce w dyskusji. Dobrym przykładem jest Grodzisk Maz. gdzie radni opozycyjni w gazetce wydawanej przez ratusz piszą swoje opinie. W Błoniu także wydawana jest gazetka, która jest mocno cenzurowana. Nie ma szans, żeby pojawiły się tam artykuły pisane przez opozycję. Zdarzały się przypadki opisywania wydarzeń, w których udział brałem razem z burmistrzem i innymi samorządowcami. Dziwnym trafem moje nazwisko było wycinane z takich relacji.

- Zauważyłam, że w małych miejscowościach, przeciwnie np. do stolicy ludzie boją się osób rządzących, na stanowiskach….

- Niestety, często tak jest. Wynika to z kilka czynników. Po pierwsze, ludzie nie wiedzą, że mogą współdecydować o polityce samorządu. Są przekonani, że jak wybrali burmistrza to teraz przez cztery lata nie mają nic do powiedzenia. Brak jest konsultacji społecznych przy kluczowych inwestycjach. Inny problem jest taki, że wójt czy burmistrz może mieć wielki wpływ na ludzi. W małych miejscowościach często jest tak, że urząd bądź podległe mu jednostki są miejscem pracy dla wielu osób. W ten sposób wielu mieszkańców zostaje związanych z burmistrzem. Ci, którzy zaczynają mówić krytycznie tracą pracę, mają nieuzasadnione kontrole, obcina się im dotacje itp. Gmina to nie „prywatny folwark burmistrza”! Takie zjawiska są bardzo groźne ponieważ zabija wszelką debatę, chęć działania. Powoduje to wrażenie, że każda inicjatywa musi mieć „błogosławieństwo” burmistrza.

- W Warszawie byłoby to niewyobrażalne. Żyjemy w XXI wieku. Istnieje szansa na zmianę myślenia  tutejszej społeczności lokalnej?

- Liczę na to, że nawet ci i obawiający się burmistrza, pokażą swoje niezadowolenia przy urnie. Dialog społeczny jest na pierwszym miejscu. Raz jeszcze powtórzę - niezbędne są konsultacje społeczne. Kilka miesięcy temu gościłem w dzielnicy Białołęka m.st Warszawy gdzie mieszkańcy, w ramach konsultacji społecznych zdecydowali o wyglądzie i kształcie parku przy ul. Magicznej. Władze dzielnicy zabezpieczyły środki w budżecie, wskazały teren a mieszkańcy poprzez ankiety, spotkania z projektantem zdecydowali o ostatecznym wyglądzie parku. W „Magicznym Parku” powstało boisko wielofunkcyjne, skatepark, plac zabaw. Obszar parku zbliżony jest do tego w Błoniu. Kosztował będzie około 5 mln. W Błoniu wszystko odbywa się bez porozumienia z mieszkańcami. Radni zadają przykładowo pytania: o koszty utrzymania parku, fontanny, wody, konserwacji, ect.  Odpowiedzi z ratusza nie ma…

- A co Pan sądzi o farmach wiatrowych?

- Pracując w Kampinosie nie wydałem zgody na postawienie wiatraków. Nie jestem fanatycznym zwolennikiem odnawialnych źródeł energii w tej formie. Powinniśmy bardziej skupić się na kopalinach. Wiatraki nie rozwiążą problemu energetyki. W USA, które chronią swoje środowisko naturalne priorytetem jest gaz łupkowy. Nasz kraj także powinien iść tą drogę. Wiatraki w Błoniu budzą olbrzymie kontrowersje. Nie dziwie się ludziom, którzy mieszkają w pobliżu. Wiatraki prawdopodobnie powstaną w Passie ponieważ zostały zlokalizowane zgodnie z planem miejscowym stworzonym przez gminę.


- Podobno w Błoniu macie duży problem narkotykowy wśród młodzieży. Jeśli wygra Pan te wybory, co dla Pana będzie priorytetem?

- Trzeba myśleć o młodzieży. Stworzyć warunku do rozwoju i spędzania wolnego czasu. Brakuje nam infrastruktury sportowej. Mamy boiska ale w okresie jesiennym jest problem z dostępem do hali. Jej budowa jest bardzo potrzebna. Ludzie w Błoniu garną się do sportu. Kluby sportowe są bardzo aktywne. Trzeba wspierać tą aktywność. Należy wspierać wszelkie formy pracy z młodzieżą, zwiększyć środki na profilaktykę ale także zapewnić dostęp do opieki psychologicznej i pedagogicznej.

- Widzę, że budynek starostwa, w którym rozmawiamy jest otoczony przepięknie zadbaną zielenią. To Pana zasługa?

- To zasługa pana starosty Jana Żychlińskiego, który z wykształcenia jest Magistrem Inżynierem po Wydziale Ogrodnictwa na SGGW. Ogrody to jego pasja.

- Największym osiągnięciem Pana kadencji jest LGD /Lokalna Grupa Działania/- stowarzyszenie „Między Wisłą a Kampinosem”,  którego jest Pan założycielem i prezesem. Czy 17 mln. dofinansowania z Unii Europejskiej trafiło do środowisk lokalnych?

-  Oczywiście pieniądze trafiły tam, gdzie były najbardziej potrzebne. Zostały zainwestowane na terenie 10 Błonia, Kampinosu, Brochowa, Leszna, Ożarowa Maz. Starych Babic, Izabelina, Łomianek, Leoncina i Czosnowa. Środki zostały przeznaczone na rozmaite projekty takie jak świetlice wiejskie, place zabaw, miejsca rekreacji, budowę boisk a także na imprezy okolicznościowe. Wspieraliśmy również rozwój działalności gospodarczej. Były inwestycje praktyczne ale były także takie, które mają podnosić atrakcje przestrzeni publicznej. W maju odsłonięta została rzeźba Pchły Szachrajki, która powstała w ramach projektu złożonego przez Powiatową Bibliotekę Publiczną. Figurka tej zabawnej postaci stworzonej przez Jana Brzechwę stanęła w pobliżu Powiatowej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Błoniu. Jak czytamy w wierszu Brzechwy: na to rzecze Pchła do Słonia a ja jestem rodem z Błonia…


- Jest Pan członkiem jakiejś partii?

- Nie jestem w żadnej partii. Uważam, że samorząd to nie jest miejsce dla partii politycznych. Nie ukrywam, że mam prawicowe poglądy. Nie ukrywam także, że byłem członkiem Przymierza Prawicy, która później połączyła się z Prawem i Sprawiedliwością. Dziś wiem, że bycie członkiem partii może być przeszkodą w działalności. Spotykam się z różnymi ludźmi, o różnych poglądach i z rozmaitych partii. Razem współpracujemy. Drogi czy chodniki nie mają barw politycznych wiec walkę partyjną w samorządzie uważam za niebezpieczną dla mieszkańców.


- W takim razie życzę Panu powodzenia i dziękuję za rozmowę.

                      xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

niedziela, 3 sierpnia 2014

17-ste urodziny AGENCJI TESSA

No i kochani, żeby nie zanudzać zbliżamy się do finału tego jubileuszu....
AGENCJA TESSA bez zawieszania działalności funkcjonuje 17 lat.
Ja wróciłam do pierwszego zawodu aktorki, gram z serialach, choć  nadal  poszukuję POWAŻNEGO WYDAWCY- INWESTORA na swoje pismo PRAWA BIZNESU.

Do tej pory spotykałam się z Panami,  w krótkich spodenkach, którzy bardziej pasują do zabaw w piaskownicy, niż do poważnych biznesów.
AGENCJA TESSA prosperuje natomiast doskonale. Zmiana klimatu i atmosfery nam służy
oto zdjęcia zrobione przez moich ukochanych fanow







Mam nadzieję, że spotkania z moimi dawnymi, ale nadal aktualnymi przyjaciółmi też przyniosą spodziewane efekty
 
Rozpoczynamy nowy etap działalności
.

17-ste urodziny AGENCJI TESSA cz. IV

Nie będę opisywać każdego roku bo nikt by tego nie wytrzymał,
przejdźmy zatem do powrotu do mojego pierwszego zawodu czyli AKTORSTWA

Cztery lata temu, zanim jeszcze trafiłam do mojej obecnej Agencji Aktorskiej JMC
robiłam wywiad z Tadeuszem Rossem. Przy okazji/ Tadek był wówczas posłem z ramienia PO/  a znamy się lata, rozmawialiśmy o powrocie na scenę. Tego dnia powstał pomysł wspólnego przedsięwzięcia czyli spektaklu Co pani wyprawia?, którego pomysłodawca był Michał Markowski. Tadzio natomiast napisał cały tekst tego spektaklu kabaretowego, który w całości  prócz tekstu/  sfinansowała moja agencja.
Niestety projekt okazał się fiaskiem inwestycyjnym niestety nie wiadomo dlaczego?
Telewizje, ośrodki kultury promują tak denne programy....
   Ja przy tej okazji zrobiłam dwa inne programy już swoje
 powolutku je sprzedaję. Kocham występy na żywo. W zeszłym roku zrobiłam też program, który można obejrzeć na YOU tube GAŁCZYŃSKA BEZ MASKI- superexpress.tv, do którego zapraszałam największe gwiazdy- moich przyjaciół, bo występowali za darmo. 

17- ste URODZINY AGENCJI TESSA cz. III

Zacznijmy zatem od historii tego zdjęcia a raczej artykułu NOGA NA BLAT, który ukazał się w tygodniku Jerzego Urbana NIE, a który jak się okazało miał skutki na funkcjonowanie AGENCJI TESSA po latach....
    Ww artykuł ukazał się, zanim powstała agencja TESSA.
Byłam wówczas producentem sztuki Michała Markowskiego LUDOŻERCY, która miała premierę w TEATRZE SYRENA. W spektaklu mieli MIEC! udziały współproducenci tzw. zewnętrzni. ówczesny dyr. teatru Zbigniew Korpolewski zwlekał jednak z podpisywaniem umowy ze mną, a ja wierząc mu na słowo pracowałam od świtu do nocy próbując zebrać kasę na ten spektakl. Niestety businessmani bywają rożni....
Pewnego dnia zaproszono mnie do dawnego hotelu Victoria i bogaci panowie, postanowili włożyć moją nogę na blat stołu dla zabawy, aby podkreślić urodę moich nóg. Trwało to sekundę,  bo natychmiast ją zabrałam, ale fakt był faktem..... tkwiłam z nimi na kolacji jeszcze kilka godzin, bo obiecali dać pokaźną kwotę na ten projekt.
Niestety następnego dnia się z tego wycofali. Pan dyrektor też. Nie dość, ze nie zapłacił prowizji, za zdobyte do tamtej pory pieniądze, wyrzucił z teatru nie tylko mnie, ale i reżyserkę spektaklu. Postanowił sam to wyreżyserować. Oczywiście dla BARANA był to policzek, który nie mógł przejść bez echa, dlatego postanowiłam sprawę upublicznić!
    Niestety żadne z ówczesnych redaktorów naczelnych, prócz JERZEGO URBANA nie odważył się na publikację artykułu z nazwiskami bogatych biznesmenów. Tym bardziej, że dostawałam telefony z pogróżkami, jeśli takowy artykuł się ukaże. Ale ukazał się. To J.U wybrał to zdjęcie.
Niestety po latach wielu panów bało się już robić ze mną biznesy, patrząc jedynie na moje nogi...
Może i dobrze...
cdn.

17- ste URODZINY AGENCJI TESSA cz. II

Jak wiemy fortuna kołem się toczy...
                                                  Gdy zakładałam AGENCJĘ TESSA
zbliżałam się do tzw. szczytu swojej kariery,
świeżo po sukcesie miesięcznika COLLECTION

 z którym współpracowali, ze przypomnę min; AGNIESZKA OSIECKA, LUCJAN, KYDRYŃSKI, ZOFIA NASIEROWSKA, ZYGMUNT BRONIAREK, BARBARA PIETKIEWICZ

 a moi dwaj z-cy: Hanna Grzegrzókowa i dr Tomasz Miłkowski/ późniejszy red. naczelny TELETYGODNIA/ dbali o to, aby merytorycznie był to magazyn z najwyższej półki na rynku polskich miesięczników. Tak też się stało, bo jako jedyna redaktor naczelna otrzymałam nagrodę im. Wacława Niżyńskiego za wkład w polską kulturę.
Tak czy inaczej wiodło mi się nieźle, miałam potężne konto, tysiące znajomych, trzy razy w tygodniu programy w TV RANO,telewizyjny  talk show BEZ MASKI, od czasu do czasu na weekend wpadałam do Paryża, aby spotkać się z dawnymi znajomymi z czasów mojej współpracy z firmą HELENY RUBINSTEIN.
W tym czasie również moi współpracownicy odnosili spektakularne sukcesy. Dyrektor agencji MICHAŁ MARKOWSKI akurat wydał bestseller  swoją kolejną powieść  KRTAŃ
wykładał w AKADEMII FILMOWEJ, jeździł na spotkania autorskie, przygotowywał kolejne premiery teatralne.
    A agencja współpracowała nasz była MISS POLONIA- Magdalena Sz.. która wcześniej zatrudniona w COCA COLI wniosła wiele znakomitych projektów i uroku osobistego. Pracowały te inne osoby, które raczej się nie sprawdzały w branży medialnej, więc szybko się z nimi rozstawaliśmy.
W tym okresie JA postawiłam głównie na prasę. Pisałam po kilkanaście,  a zdarzało się, ze po 30 wywiadów miesięcznie, w tej chwili mam ich już kilka tysięcy.
To był czas, gdy w programie TOMASZ RACZKA- "Ze sztuką na ty" wypowiedziałam prorocze słowa, ze w Polsce powinny istnieć agencje aktorskie, które reprezentowałaby aktorów.
I faktycznie agencje zaczęły się pojawiać na rynku.
Ja jednak trwałam przy swojej karierze dziennikarskiej dlatego trudno byłoby mi dzisiaj wymieć pisma, do których nie pisałam...Cosmopolitan, Zycie Warszawy, Kobieta i życie, The Warsaw Voice, Przyjaciółka, Swiat Kobiety i wiele, wiele innych...ale najdłużej byłam związana z tygodnikiem Teletydzień/ To właśnie tam udzielały mi wywiadów największe gwiazdy polskiego kina min. K. Janda, K. Kaczor, Z. Zapasiewicz. K. Kolberger. I. Kwiatkowska, H. Bielicka i wielu wielu innych. Bywały takie numery, które należały tylko do mnie. Współpraca z Teletygodniem zakończyła się wraz objęciem stanowiska przez moją była już przyjaciółkę Katarzynę MADEY.  Ale takie jest życie...Współprac z tym tygodnikiem zakończyła się zresztą nie tylko dla mnie, ale dla innych wybitnych pisarzy w tym J. Andrzejczakiem. M. Markowskim czy znana pisarką Janiną Zającówną. nastały po prostu inne rządy////
     Moja firma prosperowała świetnie, ale niektórzy businessmani przypomnieli sobie to oto zdjęcie i mój artykuł w tygodniu NIE, które poruszyło połowę Polski

 cdn.

17-ste URODZINY AGENCJI TESSA cz. I

KOCHANI
Czas płynie szybko i nie da się go zatrzymać, ale dla funkcjonowania firmy to wielki SUKCES przetrwać 17 lat  na rynku w tych trudnych czasach gospodarki , szczególnie w Polsce, gdzie małym i średnim przedsiębiorcom nie ułatwia się życia, wręcz przeciwnie rzuca kolejne kłody pod nogi.
AGENCJA TESSA przetrwała dzięki Bogu oraz sile mojej determinacji i na chwile bieżąca ma się nieźle.
    W ciągu tych kilkunastu lat istnienia AGENCJI TESSA współpracowaliśmy z wieloma firmami, korporacjami,  zaś agencja zatrudniała w okresie prosperity kilkunastu pracowników na etacie.
W chwili obecnej z oczywistych przyczyn jej skład jest okrojony.
       Pozostali na etatach i związani z firma od samego początku to:
 MATYLDA HARRISON- vice prezes,

 medioznawca i nasza korespondentka z Nowego Jorku,






 MICHAŁ MARKOWSKI - wybitny pisarz, autor wielu piosenek, spektakli TVP, sztuk teatralnych, a nasz - dyrektor artystyczny,
 

 


 BOGUMIŁA GRZELAK - operator filmowy, współpracująca niegdyś z największymi reżyserami kinematografii polskiej, u NAS  odpowiedzialna za sprawy produkcji,
 DARIUSZ SIASTACZ- wybitny aktor, ( dołączył do nas 1,5 roku temu) , w agencji
odpowiedzialny za fotografię, w której jej mistrzem- co widać po moich sesjach zdjęciowych, chociaż nie spisał się, bo miał przygotować kolaż naszych zdjęć, więc dostanie reprymendę :) 
no i JA- niezmiennie jako PREZES AGENCJI.

Stronę
 www.tessagalczynska.com
stworzyła i obsługuje niezmiennie  aktualizując ją Agencja Impresaryjna CARDAMON i Halusia RAJTOR

Współpracujemy natomiast na stałe  w wieloma dziennikarzami różnych branż, nie sposób byłoby wyliczyć poszczególne nazwiska, ale jednego  pominąć nie mogę,
 JURKA ADNRZEJCZAKA- wybitnego dziennikarza i publiczysty, autora wielu wstrząsających książek,a mojego serdecznego przyjaciela
 


ponieważ znamy się jeszcze z czasów, gdy byłam redaktorem naczelnym COLECTION.
Tak, więc zanim cofniemy się do historii....
OTO MÓJ AKTUALNY ZESPÓŁ
cdn jeszcze dzisiaj.


niedziela, 20 lipca 2014

KRÓLOWA JEST TYLKO JEDNA- NINKA TERENTIEW

Kochani
długo się nie odzywałam, bo czas goni, a ja mam milion spraw do załatwienia i liczne projekty, które czekają na realizację. Wolę mówić o faktach, nie o mrzonkach.... Oto jeden z nich....
Zachęcam WAS do kupienia najnowszego nr PRZYJACIÓŁKI, gdzie jest mój najnowszy wywiad z NINKĄ TERENTIEW- moją przyjaciółką, jak to sama nazwała z II kregu, bo nie widujemy się już jak kiedyś to bywało codziennie, ale z uwagi na Jej i moje zajętości tylko od czasu do czasu...
Najwspanialsze jest jednak to, że kiedy już się widzimy, to jakby czas nie istniał, jest tak jak dawniej. Co więcej Ninka zalicza się do tych osób z grona moich tzw. wielkich znajomych i przyjaciół, którzy zawsze wykazywali i wykazują ogromną życzliwość. Przyjmowanie na salonach, wspólne zdjęcia czy opisywanie tych wizyt na FB nie robi już na mnie wrażenia. Teraz liczą się konkrety....a tylko nieliczni poczuwają się do wyciągnięcia ręki. Do nich na szczęście należy Ninka.
     Jestem nadal pod jej urokiem, choć minęło wiele lat..., ponieważ w swojej branży jest niekwestionowana gwiazdą i fachowcem. Ninko jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko.

wtorek, 15 kwietnia 2014

WIELKI DEBIUT KOLEJNEGO PISMA ILONY

KOCHANI,

Przedstawiam Wam mój wywiad z posłem, którego nie tylko podziwiam, ale osobiście też popieram w jego działalności - ANDRZEJEM DERĄ.

 Publikacja, o której mowa ukazała się w debiutującym na prasowym rynku- ekskluzywnym magazynie- ILONKI ADAMSKIEJ – LAW BUSINESS QUALITY.

A oto moja rozmowa z posłem. 



Wczoraj, z  okazji debiutu magazynu miałyśmy zaszczyt uczestniczyć w gronie celebrytów z Dorotą w wielkiej gali na 22 piętrze wieżowca przy Złotej 59 w Warszawie.
       Ilonka, która obok „Imperium Kobiet” postanowiła wydawać również to pismo, pełniąc ostatecznie funkcję Redaktor Naczelnej, wyglądała oszałamiająco pięknie. Jestem pełna podziwu dla inicjatywy i odwagi Ilony – co potwierdza JEJ ostatnia decyzja dotycząca wydawania trzeciego z kolei pisma…tym razem w Egipcie…
                  .ale czego nie robi miłość do ukochanego Egipcjanina – przyszłego męża ILONKI.

 ILONKO, gratulujemy kolejnego sukcesu wydawniczego i liczymy na to, że jeszcze w tym półroczu będziemy miały zaszczyt uczestniczyć w wielkim dniu Twojego życia – ŚLUBIE.
         Świętując wczoraj Twój sukces byłam, jak wiesz, ledwo żywa z powodu paskudnej grypy, która złapała mnie w ten weekend. Dzisiaj czuję się już nieco lepiej (o ile temperaturę 38 C można uznać za normalną), więc mogę włączyć się w życie na „fejsie” i opisać moje emocje, które towarzyszyły temu wyjątkowemu wydarzeniu.

JESZCZE RAZ WIELKIE, WIELKIE GRATULACJE!!!

niedziela, 6 kwietnia 2014

Świat jest muzyką Daniela...





                    Zmienność i różnorodność polskiej pogody często nastraja mnie do poszukiwań nowych smaków, kolorów, dźwięków… a nawet całych wyrafinowanych kompozycji, które w chwilach niepogody działają, jak balsam na moją duszę….

Z całą pewnością do dzieł wybranych i z całego serca przeze mnie ukochanych należy muzyka Fryderyka Chopina – zarówno w klasycznym oryginale, jak i w nowoczesnych, niezwykłych interpretacjach mojego serdecznego przyjaciela Daniela von Lison’a – jednego z najwszechstronniejszych wirtuozów świata.

                             Daniel jako jeden z nielicznych kompozytorów pokazuje światu, że dzieła Chopina grane na nowoczesnym instrumencie elektronicznym, w aranżacji szerokiego wachlarza dźwięków z podkładem klasycznych rytmów muzyki tanecznej mogą być równie doskonałe, a nawet doskonalsze od oryginału.

Von Lison – jak sam mówi o swojej twórczości- motywuje słuchaczy do przeżywania radości życia, wprowadzając ich w świat indywidualnej wyobraźni. Powiem więcej - osiągnął w tym mistrzostwo, co mogę potwierdzić, bo często puszczam sobie jego muzykę. Bez płyty Daniela nie wsiadam do samochodu i nie wyobrażam sobie kolacji przy świecach, ani nawet przy drinku J Jego indywidualny styl i sposób wykonywania utworów czynią mnie kobietą szczęśliwą i spełnioną bez względu na okoliczności.

        Choć od ostatniego koncertu mojego przyjaciela w Polsce minęło już kilka miesięcy, słuchając DANIELA i SILVIO D’ANZA nagrań z własnej domowej kolekcji, która mi podarował wciąż próbuję wyobrazić sobie, jak piękną ucztą dla ucha i ducha musiał być ich koncert na żywo… Do dziś niezmiernie żałuję, że z powodu licznych obowiązków zawodowych, które niespodziewanie spadły na mnie w tamtym czasie, nie udało nam się spotkać osobiście.

               Liczę jednak na to, że w tym roku nie ominie mnie jedno z najważniejszych wydarzeń w rodzimym i światowym środowisku muzycznym – seria koncertów Daniela von Lison w Polsce.

DO ZOBACZENIA DANIELU!



Na zdjęciu Daniel von Lison & Silvio d`Anza na koncercie w Łodzi w 2013 r.

czwartek, 3 kwietnia 2014

TAJEMNICE MOJEJ MAMY i nie tylko.......




                         Tajemnice .....

Jako kobieta wielu profesji ….wielokrotnie przekonałam się, że najważniejszą rolę w życiu odgrywają relacje międzyludzkie.

              Potwierdzenie tej tezy znalazłam ostatnio w książce wybitnej pisarki Janiny Zającówny pt. „Tajemnice mojej mamy”.

Tym co - moim zdaniem - stanowi o wyjątkowości tej publikacji jest jej uniwersalność i ponadczasowość. A to oznacza, że zarówno nastolatki (do których jest ona głównie adresowana), jak i ich rodzice odnajdą w niej fascynującą lekturę.

           Choć nigdy nie byłam mamą ani żoną, „Tajemnice mojej mamy” przeczytałam z ogromnym zaciekawieniem i w ekspresowym tempie. Czy domyślacie się dlaczego…?
Otóż odkryłam na nowo, że jestem córką, a w dodatku bardzo podobną charakterologicznie do głównej bohaterki powieści. Czytając, a raczej pochłaniając ową lekturę przypominałam sobie, jak moja ówczesna- nastoletnia- błyskotliwość i pomysłowość pozwalały mi rozwiązywać problemy dorosłych, które-  to głównie oni stwarzali.

            Każdy z nas jest czyimś dzieckiem, a jeśli dzieciństwo i czas dorastania wspomina z sentymentem, tym większą stratą byłoby dla niego przeoczenie lektury, która działa-  jak wehikuł czasu. Książka Janiny Zającówny pozwala bowiem na nowo odkrywać smaki dzieciństwa, w tym świat dorosłych widziany oczami dziecka.


TAJEMNICE MOJEJ MAMY-  to jedna z najbardziej niezwykłych przygód literackich, które przydarzyły mi się w ciągu ostatnich kilku lat. Jestem za to wdzięczna Janeczce – wspaniałej pisarce i mojej wieloletniej przyjaciółce.

       I, choć nie jestem zawodowym krytykiem literackim, z całą pewnością mogę zaświadczyć, że Janeczka ma wyjątkową umiejętność przenoszenia czytelnika do innych rzeczywistości, w których może on w pełni utożsamić się z głównym bohaterem powieści.
  OGROMNE BRAWA JANECZKO!!!!!







środa, 19 lutego 2014

MÓJ CZAS WOLNY- NIEDOKONANY.....

                       


          Zdobyłam godzinę dla siebie. W domu. Sama. Siadam w fotelu. Jak dobrze, że nie ma nagrań, wywiadów, zdjęć. Cała godzina! Można sobie pozwolić na strumień myśli nieroztropnych. Swoje CV mogłabym napisać tak – urodziłam się i …żyję! Oddycham głęboko. Jestem szczęśliwa? A może rzucić palenie? Szybki osąd zysków i strat. Zaoszczędzę na drogich fajkach – wydam na łakocie, czekoladę, lody, na poprawienie nastroju. Potem dieta odchudzająca, zmiana gardroby, bo w większość nie wejdę, stymulatory na uspokojenie, bo będę podenerwowana.                      
      Rezygnuję z tego pomysłu.
Włączam telewizor. Jaroslaw Kret o pogodzie……. Mówi o tym, co jest za oknem… Durne- przecież sama widzę. O tym, co będzie jutro…powie wieczorem. Robi z tego tajemnicę!
     Są lepsze sposoby na oglądanie wybranej stacji. W żadnym razie przymilanki spikerów - zostańcie z nami, – bo to już bokiem wychodzi.
        Przełączam kanały. Polska kreskówka.   Przypomina się dawna dyskusja nad filmami rysunkowymi i nagonka na Disneya. Ja uwielbiałam jego bajki. A nasi plastycy wmawiają nam, że ogranicza wyobraźnie, że jest banalny, niemodny. Jakoby dzieci kochały na ekranie jedną kreskę, bo z tej kreski mogą sobie zrobić w marzeniach i słoneczko, słonia i samolot! G…no prawda! Dopieszczone, mozolne rysowanie Disneya, cienie i światłocienie wyczarowywały niezapomniany świat. Pewnie, że lenie plastycy, animatorzy woleliby jedna kreskę. Jak to wszystko można w życiu usprawiedliwić i przegadać?
          Wyłączam pudło, jeszcze pół godziny wypoczynku. Zdrzemnąć się? Nie!
  Potem godzina przebudzania się, a dwie kolejne kawy rozwalą mi wątrobę. Żeby tylko dwie…. W ciągu całego dnia będzie i z dziesięć.
 Lepiej posiedzieć i pomyśleć o…pracy.
Boże święty. I to ma być wypoczynek?
Poczytam. Nie, same naukowe książki, męczące, mądralińskie. Na fejsie jedynie kwiatki i serduszka, też nie. Na parapecie kwiaty, pewnie sucho mają…
Po nawilżeniu doniczek, pora na zakurzone szyby, podłogę w łazience, lustro, biurko.
         Za oknem deszcz o szyby bębni, trzeba wymyśleć inne obuwie…Myśle o sobie, jaka jestem? Wyjątkowa, tak jak wszyscy, niepowtarzalna, przebojowa, dziwna. Kobiecość uświadomiona i nieukrywana! Wiele pomysłów. Dużo męskich cech. Zawsze do przodu. Nie lubię kłamstwa, tandety i sytuacji beznadziejnych. Dlatego pogrzeby omijam. Nawet nie wiem, czy na swój wpadnę!
          Jestem w sumie zabawna. Nawet piłkę kopaną oglądam, byle nie trzecią ligę o pietruszkę. Z transmisji sportowych nie znoszę hokeja, bo nigdy krążka nie dojrzę.
         Myślę o przyjaciołach i znajomych, artystach.
Naszym strachem jest dół. Agnieszka Osiecka radziła poddać się czarnym myślom, a gdy już będzie się na dnie, odbić się w górę. Dickens sugerował wypić antałek czerwonego wina. Tak, w naszym środowisku chandra niejednego wykończyła. Aby się nie poddać i leczyć splin klinem, koledzy i przyjaciele mają różne metody. Aktor fotografuje ptaki o świcie, dziennikarka ćwiczy na siłowni, scenarzystka biega, a ja…nie rozmyślam.
Mogę stworzyć problem, którego nie ma! Ale jakże nie rozmyślać, gdy producent zmniejsza mi honorarium o połowę, od razu po wykonaniu pracy? Nigdy przed! Kapitalny ten kapitalizm, nie ma co!

        Koniec czasu wolnego. Ale odpoczęłam! Uff!!!

sobota, 15 lutego 2014

ZABRAĆ i tam zostawić...

        Ostatnio wydałam płytę. Ile sprzedaliśmy? Dwa domy i samochód. Aaa.... Płyt ile? Ani jednej. Bo wydaliśmy w jednym egzemplarzu. Chcieliśmy, aby to był od razu biały kruk.
        Tak to jest! Ja korzystam z życia, póki jestem młoda. Jak to mówią, zabytków się nie rozbiera. Każdy szuka swojej połówki. A moja połówka po prostu się mrozi w lodówce. I wcale nie musze szukać, jest pod ręką.        Dramat jest wtedy, gdy kupuje się hula hop i on pasuje. Są osoby, które wzięłabym na bezludną wyspę, ale tylko po to, aby je tam zostawić.

        Kiedyś zadzwoniłam do sejmu. Dzień dobry, chciałabym zostać posłanką! – Porąbana pani jest? – Tak, a czy jakieś inne kwalifikacje też są potrzebne? No, bo z kobietami są zawsze problemy, a jak wiadomo, z problemami się najlepiej…przespać!

poniedziałek, 10 lutego 2014

O REKLAMÓWEK DO SPOJÓWEK

                                 

         Pamiętam, jak przed laty, występując w reklamie wiśni w czekoladzie, zamęczona nieustannym powtarzaniem jednej scenki, zmuszana do wchłaniania kolejnych pudełek tych łakoci na próbach - po 21 pudełku zaczęłam wymiotować do kubła obok. W dodatku z tym przylepionym uśmiechem, pomiędzy wiecznym oblizywaniem się i okrzykami, jakie to pyszne! Ale czego się nie robi dla sztuki – komentował ubawiony „reżyser” owego dzieła.
      No właśnie! Dla sztuki?
Uczestnicząc w kolejnych castingach zauważyłam tę niesłychaną, twórczą pasję autorów reklamówek, ten przegląd setek twarzy, by wybrać najlepsze! Ten zapał, graniczący z fanatyzmem, mający świadczyć o tym, że powstaje kolejne reklamowe dzieło życia nieznanego jeszcze realizatora, co dzięki trzysekundowej migawce wkroczy do panteonu gwiazd mediów artystycznych!  Nie! Reklamówka nigdy sztuką nie była, nie jest i nie będzie, choćby najlepiej zrobiona. Jej służalczo- kłamliwy charakter i teza wykluczają jakąkolwiek sztukę. Podstawieni rozmówcy, aktorzy poprzebierani w kitle lekarzy, farmaceutów, w stroje kucharzy, lipne wykresy, oszukańcze sondaże poparcia! Skoro wiemy, że jesteśmy nabijani w butelkę czy reklama zniknie? Co to, to nie!
       Media będą królować dopóki żyjemy i wetkną nam każdy chłam. Ale może nie damy się kiedyś nabierać tak łatwo?
         Wzdycham, powątpiewam, smutnieję!
Moją reklamę pokazywano zaledwie kilka razy, dla pocieszenia Sophia Loren w swej zachwalance makaronu też nie zabłysła. Owa reklama po kilku emisjach także zdechła, ale tylko, dlatego, że zleceniodawcy źle obliczyli kasę i nie było ich stać na wykupienie większej ilości antenowego czasu.
                     Reklama dźwignią handlu?
No nie wiem, nie zawsze, nie w każdym handlu. Powiedzonko niby trafne, ale tyle przydatne, co” każdy kowalem swego losu”, – gdy kuźni, młota i nawet konia do podkucia brak lub” cukier krzepi”, – kiedy miliony cukrzyków nazywa go białą śmiercią.
        Gdzie te czasy, gdy aktorzy popchnięci buntem sprzeciwu przeciwko władzy odmawiali udziału w reżimowych produkcjach? Szczycili się odwagą, honorem, poczuciem solidarności. Czy nic nie zostało? Nic. Za kilka stów, o ile zostanie się wybranym na zdjęciach próbnych trzeba brać udział w apoteozie lichwy/banki/, wychwalaniu niesprawdzonych leków/koncerny farmaceutyczne/propagandzie sukcesu/ Unia/ itp.! Nie masz prawa na odmowę, bo cię już nie zaproszą, nie masz prawa na bunt, bo umrzesz z głodu, nie masz wpływu na „dzieło”. A o jakości reklam świadczy to, co widzimy. Poczynając od wygłaszanych dialogów, najczęściej nachalnych, niedobrych, niedowcipnych, sztucznych, a kończąc na całym etapie produkcji.
          I jak każdy widz zadaję retoryczne pytanie…
Czy ta reklama jest skuteczna, czy zachęci do kupna towaru? Przecież to jedyne kryteria pożytku tych filmowych agitek. Badania skuteczności reklam są przeprowadzane sporadycznie, byle jak, po łebkach - to za drogo kosztuje. Jakież, więc to pole do nadużyć, do nepotyzmu, kolesiostwa, zwykłej nieuczciwości. Kto odpowie na pytanie, – czemu ta osoba będzie lepsza od tamtej na ekranie? I co to znaczy lepsza?
 Czy aktor…
A-    który kupuje szampon, bardziej mnie- konsumenta zachęci do kupna tego szamponu?
B-     czy aktor B? Czy aktorka C piorąca w proszku lepiej zareklamuje produkt, niż pani D? Jaka powinna być? Taka jak wszyscy, „nasza”, zwykła, pani domu, jakich wiele, czy wybijająca się charakterystycznością, tym nieodgadnionym czymś. Jestem w stanie zrozumieć, że gwiazdy zachwalające towar mogą być skuteczne, bowiem prawa psychologii o tym trąbią. Sławny aktor grający miłosiernego księdza czy lekarza wzbudza zaufanie i uwierzymy mu, gdy w reklamie wciska nam syrop na kaszel o podejrzanej nazwie Kaszelax. Ale reszta?  Doprawdy trzeba być mistrzem panowania nad rozumowaniem tłumu, psychologiem, intuicjonistą, wizjonerem i magiem, wręcz Panem Bogiem, aby wyrokować, że ten dobór obsady jest najlepszy! I ten rodzaj filmowania i montażu i muzyki najtrafniejszy. A gdy się wali kulą w płot? A kto to tam sprawdzi? No, kto. To nie reklamowy film jest winny w razie, co, tylko badziewiasty towar, nie?
         Ach, chciałabym poznać osobiście tych „pisarzy” produkujących owe scenki do reklam, prywatnie porozmawiać z reżyserami o wyższej konieczności tych produkcji. I chyba usłyszę to, czego się spodziewam. Wylewająca się zewsząd ideologię nieprawdy, dorabianie sobie artystycznych ambicji, nieznośną, bezrefleksyjną zgodę…na wszystko! W imię mamony. W imię ojca i syna…
         Ktoś przenikliwie mądry wymyślił to słowo. Zawiera w swoim rdzeniu całą istotę sprawy, Bowiem najczęściej bierzemy udział w Re – Kłamie. Tak, teraz widać, kim jesteśmy, ludźmi do wynajęcia, kupienia, sprzedajnymi, poddanymi władzy pieniądza, małymi ludzikami w tłumie bezrobotnych artystów. Takie czasy – ktoś westchnie i pochyli głowę na znak zgody i umilknie, aby więcej nic nie mówić…
         Z błogosławioną ironią przypominam sobie opowieść Lidki Stanisławskiej startującej do jednej z reklam. Reklamy nie dostała, bo w myśl słów reżysera była za bardzo ”przy kości”. W reklamie wystąpiła…Dorota Wellman. I to jest pointa mych rozważań nad całą maszynerią tworzenia reklam i wysiłku sztabu ludzi, co tam sztabu, batalionu, bo wliczając aktorów, w taki projekt zaangażowanych są setki. A potem góra rodzi mysz! Niechże, więc statystom, aktorom, oświetlaczom, charakteryzatorom, kostiumologom, scenarzystom, reżyserom nadal śni się, że robią coś z pożytkiem dla społeczeństwa, z ideą na czele, śni się coś więcej niż to, że tyrają za kasę. Wspierają koncerny, manipulują, otumaniają. Sen słodki, sen, który nie ma sumienia, pozbawiony jest też logiki, sen, który daje tylko siłę do przeżycia. Nie do życia, do przeżycia.
         Ale, ale… nie jestem publicystką i dziennikarką śledczą, ani też interwencyjną panią reaktor. Tym razem pytałam, jako widz. I z wielką radością przestaje być widzem, wracam do aktorskiego nimbu, do mego videobloga. Oglądając poprzednie i ostatnie odcinki trochę mi żal tych wszystkich nieujawnionych w materiale scen, tych wypowiedzianych myśli, zawahań, pomyłek…Cóż, czas każe montować moje programy bezwzględnie. Nic poza ustalony limit minut. Przypominam sobie wzruszenia Teresy Lipowskiej, gdy szczerze i śmiało mówiła, jak sobie radzi po stracie ukochanego męża, łzy śmiechu wspomnianej już Lidii Stanisławskiej opowiadającej o swych koncertach… Refleksyjne wspomnienia Krysi Sienkiewicz. Ale przychodzi dobry anioł, kładzie palec na ustach i szepce – „Nie martw się Tereniu, to wszystko masz w duszy i na taśmie, może te rozmowy kiedyś pokażesz w całości.” O tak, nawet te fragmenty z prób! Nawet te chwile, gdy puszczały nerwy i pojawiał się płacz, ze wzruszenia lub śmiechu… Ot i cała ja. Oto i moje pisanie. Od reklamówek do…spojówek! Kobiety tak mają! Myślą naraz o rzeczy tysiącach. 
Wybaczcie, ale nie zanudziłam, prawda?


środa, 5 lutego 2014

CZARY....MARY...wspomnienia z planu

                                 

        W ostatniej transzy videobloga GAŁCZYŃSKA BEZ MASKI było- aż pięcioro gości! Plan przygotowany, ale jak zwykle pełen niespodzianek, szarpanina z czasem, niezawiniony chaos! A wszystkim zależy, aby nie było pustych godzin, długich przerw pomiędzy występami kolejnych gwiazd – stąd logistyczna nerwica, bałagan, podenerwowanie, normalka. Prowadząca ma być na ekranie miła, spokojna, uśmiechnięta, ale w czasie przygotowań niejeden raz zgrzytam zębami.
                   Moje zapiski z planu?
                  Ależ bardzo proszę!
 – Ktoś dzwoni, że nie dojedzie, bo spadł śnieg
-  inny nie wpadnie, bo chory
-  kolejny wpadnie jednak, bo śnieg przestał padać …
 Ekipa głodna i trzeba nakarmić, kawa się rozsypała, telefon w trakcie nagrania, gwiazda narzeka na kostium, ktoś prosi o przerwę na oddech, światło niedobre, aktor chce szybko, bo ma próbę, światło już dobre – aktora nie ma. Kawa zrobiona, szukanie aktora, pretensje do całego świata, zmęczenie ekipy, hałas z ulicy, nie słychać pytań, słychać pytania, nie słychać odpowiedzi, minuty pędzą, czas ucieka, za dużo pudru na twarz, pies gwiazdy nie może być w kadrze, awantura, pies gwiazdy może być w kadrze, trzeba zmienić scenografię, poprawić ujęcie, powtórzyć ujecie, nie zmieniać scenografii, korale na szyi zdjąć, aktor się odnalazł, przerwę zrobić, nie robić przerwy, Uff!
Ale cóż, mój pomysł, mój program – kłopoty na własne życzenie! Chciałaś, to masz! 
        W trakcie kręcenia video bloga wracają wspomnienia!
Wraz z przybywającymi gośćmi pamięć o przeszłości wyostrza się, materializują się przed oczami sceny i obrazy. To Hania Bakuła przyjeżdża, słynna malarka, którą poznałam dzięki naszej wspólnej, wielkiej przyjaciółce Ninie Terentiew, spotkałyśmy się przed wielu laty, gdy byłam jeszcze modelką u Heleny Rubinstein, w czasach głodnych, ale dla mnie wspaniałych. Artystka zgodziła się udzielić mi wywiadu, pod warunkiem, że namaluje mój portret, który potem kupił mi w prezencie na urodziny tatuś/ za grube pieniądze/! Duży talent plastyczny to i gruba kasa! Ten portret jest dzisiaj elementem scenografii. Kręcimy!!!
- Cisza na planie- krzyczy młoda, ale zdolna i stanowcza operatorka.  
        Rozmawiamy, ale Wy widzicie tylko czary, kilka zmontowanych minut dla potrzeb zgrabnego programu, a ja z tych wielogodzinnych sesji ze znajomymi gwiazdami wychodzę podobna do mary!
Jednym słowem czary -mary. Chwiejąc się na nogach, oblepiona problemami i zwierzeniami tych ludzi, staram się wygrać ze swoją prywatnością, intymnością i przegrywam. Mam do czynienia przede wszystkim z ludźmi, pełnymi namiętności i pasji, żyjącymi . jak to artyści, pełną parą. Gdy ich coś boli, to boli tak, jakby im wszystkie zęby rwano na żywca, podczas gdy śmiertelnicy owe klęski przyjmują często tylko wzruszeniem ramion. Artysta, jak kocha, to guziki w koszuli pękają, gdy tworzy, to bramy nieba rosną i otwierają ramiona…
        „Zarejestrowanych” na taśmie filmowej gości już jest sporo: Wanda Kwietniewska, Mariusz Czajka, Darek Siastacz, Marek Frąckowiak,  Krysia Sienkiewicz,  Krysia Tkacz, Beata Kawka, Lidia Stanisławska, Paolo Cozza, Wojtek Pijanowski, Ryszard Rembiszewski, Janusz Waściński, Teresa Lipowska, Danuta Stankiewicz i wielu innych…, których dopiero zobaczycie. To moi przyjaciele. Hieny, egoiści i zazdrośnicy nie mają tu wstępu. To mój program i zapraszam, kogo chcę. Oni wszyscy mają na swoje ekranowe”odbicie”okruszek czasu, ale przedtem i potem, na próbach słuchaczem jestem ja. Skupiona, otwarta, przyjazna. Wcale nie rutynowa  przepytywaczka, ale ciepła pani domu, ucieszona z każdej wizyty. Te porządne założenia mego programu sprawdzają się na ekranie, ten blog ma wiernych widzów…
        Oto przybywa Maciek Orłoś, uroczy, grzeczny, wyważony. Takiego go znacie i  myślicie, że takiego zobaczycie… Otóż nie!
Na z pozoru niewinne pytanie-  Czemu po udanym debiucie filmowym, głównej roli nie został aktorem, otwiera się w nim skala buntu, niezgody, niekończących się, niemych pytań do świata i losu. Nie ma prawd pewnych i trwałych, jest tylko retoryczne pytanie Maćka- czy to piekło tego zawodu sprawiło lub dziwnie urządzony kraj spowodował, iż po filmie „Hania”…nagle nie otrzymywał kolejnych propozycji?
             Jakbym siedziała w cichej, okratowanej celi konfesjonału i wsłuchiwała się w szept aktorów. Szept, który dociera do każdej cząstki mojej świadomości. Ja cichy sens rozumiem i współodczuwam, jestem przecież aktorką.  
         Ogólnie mój program dotyczy miłości i zdawać by się mogło, że szept jest w nim mile widziany. Ach, nic podobnego! Aktorzy niejednokrotnie śmieją się i wrzeszczą o tym boskim darze, prezentując się godnie, prężą piersi z dumą, jak gladiatorzy na arenie uczuć mniejszych i większych!

        Trwa nagranie. W pewnym momencie dowiadujemy się, że umarła Nina Andrycz. Zapada grobowa cisza, kamera przestaje pracować, za oknami wiatr się wzmaga. A przecież nikt od nas nie wymaga nawet minuty ciszy! To dzieje się samoistnie. Przez chwilę nie mogę się skupić, bo przecież czytałam jej ostatni, obszerny i nadzwyczaj szczery wywiad, o jej miłości, o ukochanym teatrze Polskim niszczejącym z braku pieniędzy, o Cyrankiewiczu, Hanuszkiewiczu, Aleksandrze Węgierce, jej profesorze, który na pytanie Niemców, czy jest Żydem – odparł – tak… i został rozstrzelany. A przecież nie wyglądał, niebieskooki, słowiańskie rysy, miał szanse przeżycia, gdyby zaprzeczył…Myślę o słynnej aktorce, wprost stworzonej do grania królowych. Coraz mniej mamy królowych, prawda? Odchodzą wielkie monarchinie ziemskiego cesarstwa, a jeszcze kilka dni temu śniłam, że z nią porozmawiam.
        Ale program musi trwać dalej….
Na szczęście tego dnia to już ostatnie nagranie. Wchodzi moja przyjaciółka Justysia Sieńczyłło. Ekipa jest od samego początku pod jej urokiem. Skromna, normalna, do tego nadal taka śliczna. Rozmawiamy wcale nie o tym, co znajdzie się na taśmie, bo chcemy się sobie zwierzyć i wewnętrznie pobudzić. Wtedy postać na ekranie pulsuje inną barwą…To nam, aktorom, pomaga! Dziwny zawód – niby taki na wynos, a każda rola zostawia ślad…
        To tylko zapiski z planu jednego zdjęciowego dnia, rozedrgany przypływ pytań, wątpliwości. Wynikają z natłoku wrażeń, wspomnień, zmęczenia. Utajonej radości, że oni zostaną na moim blogu utrwaleni. W czasie nagrań mam chwile, że czuję się jakbym ze szczytu wieży Eiffla patrzyła w dół i panowała nad całym Paryżem, a za moment uczucie, że z tej wieży spadam... To przypływ i odpływ energii, lepsze i gorsze sekundy, pytania do samej siebie, czy uda mi się zdjąć z aktorów maskę? Czy po jej zerwaniu zamiast twarzy nie zobaczę drugiej maski…
Tak…. nie chcemy być zbytnio obnażani i dotykani zimnym okiem obiektywu.  Ale nad wszystkim panują twarde reguły rynku. Krążą, jak sępy nad nami, słyszymy ich jadowity syk – szybko, atrakcyjnie, przebojowo! Sentencje z biblii kapitalizmu! A przecież jest się tylko człowiekiem, słabym, wiecznie niepewnym końcowego efektu, narażonym na stres, poddanym próbie wytrzymałości…No cóż, prowadząca musi za wszelką cenę zachować zimną krew. Grać spokój, grać wieczny uśmiech. Znajdować w rozmówcach prawde, skreślać banały, wzniecać iskierki radości, szukać w nich marzeń, po które jeszcze nie sięgnęli, wyzwalać naturalność.
       Łatwo powiedzieć. Czary mary!  
Ale cóż zrobić, gdy Hania Bakuła przypomina mi paryskie czasy, Stankiewicz moje wokalne występy, Cozza mych przyjaciół we Włoszech, Orłoś mój filmowy debiut, z Zosia Czerwińska – teatr „Syrenę” …Czy będzie ciąg dalszy mych zapisków z planu? Zobaczymy…..
 To tak, jakby jeszcze raz przeżywać trudy nagrań, a jednocześnie wspominać życie. To wzrusza, ale i czasem boli…