 |
Kalendarz Izy |
Słowo się rzekło, więc mimo, iż padam na twarz ze zmęczenia- skomentuję wczorajszą imprezę z uroczystości promocyjnej kalendarza Izki.
 |
Z Markiem Szymańskim- fotografem |
Powiem tak: znamy się już bardzo długo, bo jeszcze od czasów teatru "Syrena", gdy ja byłam jeszcze adeptką aktorstwa, a Iza wkroczyła do tego teatru już jako gwiazda po sukcesie "Strachów". Pamiętam, że Witold Filler- dyrektor i Rysiek Poznakowski- gl. szef orkiestry i kompozytor byli wniebowzięci, że udało im się pozyskać gwiazdę piosenki, której "Podaj cegłę" i wiele innych przebojów nuciła cała Polska. Co innego koleżanki aktorki- no one na pewno nie były zachwycone. Zresztą co tu ukrywać BYŁY WŚCIEKŁE na Fillera. Do jego gabinetu- zanim się pojawiła po raz pierwszy w teatrze- ustawiały się kolejki koleżanek aktorek- z których każda miała coś "miłego....???" do powiedzenia na temat Izy. Ale dyrektor był nieugięty, a jej była dyrektor Danuta Baduszkowa, z Gdyni- niepocieszona, że Izka wyjechała.

Brałyśmy dział w jednym przestawieniu, więc kiedy pojawiła się na próbie wszyscy zamarli. Wyglądała bosko, pachnąca, ubrana, jak z najnowszej kolekcji mody i ta niesamowita fryzura.... którą dwa lata później skopiowałam i o co pewnie Iza miała pretensje. Ale w tamtym okresie nie lubiłam Izy. Może dlatego, że była taka obca, niedostępna, zarozumiała i raczej niemiła. Może dlatego, ze gdy przyniosłam jej kiedyś list do garderoby wcześniej szukając jej, więc głośno wołałam na korytarzu
- Nie wiecie, gdzie jest Iza Schutz? A, gdy ją już znalazlam- ona z nieprzyjemną miną odpowiedziała:
Nazywam się Izabela Trojanowska!!! A może... trudno powiedzieć.
Wiem, że dzisiaj jest kompletnie inną osobą, niż przed laty- przynajmniej dla mnie.
Spotkałyśmy się właśnie po długim czasie kilka lat temu, przy okazji wywiadu. Iza miała wtedy trudny okres, wiele gazet rozpisywało się na temat jej prywatności włażąc buciorami w jej życie. Już wtedy wydawała mi się inna- przyjemniejsza, ale bardzo nieufna wobec ludzi. Tym bardziej, że spotykała się jakby nie mówiąc z dziennikarką. Była po rannych zdjęciach w "Klanie" więc wcale mnie nie dziwiło, że sprawiała wrażenie nerwowej. Ja też nienawidzę wstawać o 5 AM. Wywiad i autoryzacja przebiegły jednak pomyślnie. Mam wrażenie, że może przez ten fakt, że nie byłam jedną z tych dziennikarek, które szukają za wszelką cenę sensacji krzywdząc innych nasze relacje się ociepliły.


Gdy otrzymałam zaproszenie na promocję jej kalendarza mailem/ choć na takie zaproszenia bez uprzedzenia nie chodzę/ postanowiłam pójść. Umówiłam się z Markiem Sz., bo to przecież dziedzina, w której on również jest mistrzem i czekając na niego na Placu Grzybowskim 10 muszę powiedzieć, ze miałam dylemat- co to za miejsce, do którego zaprosił nas jej manager i Fotograf Piotr Kosiński= LEWANOWICZ- Cafe??? No wreszcie odważyliśmy się wejść.


W niewielkim pomieszczeniu sklepu- galerii pełnym przepięknej biżuterii stało niewiele osób, ale goście wciąż przybywali, aż zrobił się naprawdę tłok. Ale co to bez telewizji, świateł jupiterów pośrodku stała filigranowa, szczuplutka, w czarnej sukience, gustownej biżuterii i pięknie, w delikatnym makijażu Iza. Witała gości wraz z właścicielkami galerii stonowana, uśmiechnięta i, jak zawsze z klasą. Była tak urokliwa, jak cały i przepięknie zrobiony kalendarz przez PIOTRA KOSIŃSKIEGO., a w tle słychać było dżwięki jej najnowszej płyty- dżwięki piekne, ale cichutkie, bo ważniejsi byli ludzie, którzy chcieli pogadać. Ale ludzie też inni- nie silikonowe, zarozumiałe lalki, których lepiej nie dotykać, bo mogą się rozpaść po stu operacjach plastycznych, które ostatnio spotkałam na innej- ważnej i hucznej konferencji.
Wyjeżdżałam uduchowiona, zadowolona i pełna szacunku dla Izy- za wszystko. Jest piękna i wielka. A galeria piękna- nawet wylosowałam fajny pierścionek. może i mnei szczęście dopisze w kolejnym roku..../