Na dworze słoneczko.... mogłoby się zdawać, że piekny dzień....Pewnie dla tych, którzy spedzają go w gronie bliskich tak jest. Wrociłam własnie z północy Polski, z rodzinnego miasta, które rozroslo się tak, iż trudno mi było nawet w to uwierzyć. Supermarkety, jak w stolicy, nowe drogi, nowe budynki. Jechałam w w bardzo dobrym nastroju i w takim też spedziłam tam czas. Po raz pierwszy czułam się wolna, jak ptak. Wprawdzie nie mieszkałam w swoim rodzinnym domu, a u swojej siostry ciotecznej, ale czułam się cudownie: ciepło, opieka, zrozumienie- zawsze zresztą w najcięższych chwilach mogłam i mogę na nią liczyć. Odwiedziłam moją przyjaciółkę jeszcze z czasów podstawówki....równie urokliwy wieczór. Zakupy i latanie po centrach handlowych- tez przyjemnośc duża. Potem wizyta w domu mojego brata też ciepła i urocza. Odwiedzenie taty w miejscu jego spoczynku i mamy, tam gdzie teraz przebywa- to akurat smutne przeżycie, ale dałam radę, jak zawsze. Bo, jak zawsze muszę dawać radę- musze być silna i nawet , jak nie jestem muszę to sobie powtarzać, az w końcu niemożliwe staje się możliwe. Siedząc z tabletem w ręku, robiłam rachuenk ostatniego roku. Z jednej strony fruwające aniołki i serduszka, z drugiej strony kartka papieru i wpisywanie porażek, małych sukcesików, wykręslanie znajomych, wpisywanie nowych. Moja siostra, ktora jest niezwykle skrupulatna w takich rozrachunkach podpowiadała mi obiektywnie sprawy, ktore wymknęły mi się spod kontroli, aby nikogo nie skrzywdzić, aby nikogo nie glorifikować. Myślę, że mój brat i moja bratowa trochę byli w szoku, bo jak nigdy przez ostatnie kilka lat byłam naprawdę miła i obiektywna. Ale tak jest, gdy człowiek ma wrazenie nawet iluzjonistyczne, że jest szczęśliwy. Z drugiej strony bardzo dużo mi dał ten rozrachunek wewnętrzy. Uswiadomiłam sobie, jak bardzo glorifikowałam osoby, której pomocy w danym momencie potrzebowałam, a jak bardzo dyskryminowałam własną rodzinę. A przecierz nawet osoby obce, ktore ci pomagają, w pewnym momencie tez mówią DOSC. Niestety, gdy słyszymy to z ust rodziny- obrażamy się, zlorzeczymy. Moja bratanica była akurat na wycieczce, ale brat puścił mi jej koncerty na skrzypcach. L. jest jak anioł dumny, piękny, cudownie wygląda trzymając w dłoniach skrzypce i cudownie zachowuje dumną postawę, gdy na moment je odkłada. Uswiadomiłam sobie, jak wiele pięknych chwil mnie ominęło, jak wiele stracilam przez te ostatnie lata bedac z dala od rodziny. Dzieki zonie mojego brata spędziłam urocze popołudnie w Sopocie, a także dzieki E. dostałam portret mojej kochanej bratanicy, który teraz zdobi parapet mojego okna. Myślałam, że żegnam się z nimi, bo czeka mnie daleka podróż. Wracałam do domu w stolicy na skrzydłach, ale pogoda była fatalna. Gdy weszłam do mojego pięknego apartamentu zrobiło i się tak smutno, że chaiłam wyć z bólu. Poprawienia nastroju postanowiłam poszukać na FB i znowu weszłam w nierealna rzeczywistość, którą żyłam przez ostatnie prawie 2 miesiące. Rzeczywistość, która pochłania czas i chwyta w sieć człowieka samotnego. Człowieka bezbronnego, który tak uwikladny w walkę o przetrwanie zapomina o życiu prywatnym, bo musi walczyć o przetrwanie, o byt. Walczy tak bardzo z całym światem, ze zapomina o szczęściu, uśmiecha sie podczas sesji lub na planie filmowym. A prywatnie jest nieszczęśliwym, placze cichutko do poduszki, ale tylko wtedy, gdy nikt tego nie widzi. Następnego dnia z podniesionym czołem wychodzi na ulicę i zbiera komplementy dla swojej plastikowej postawy. I takiego człowieka zbudowanego ze skrawków małych kryształów bardzo kruchych świat wirtualny może zniszczyć kompletnie.Wystarczy przestawić jeden kryształ, a cała konstrukcja sie wali, lub funkcjonuje nie tak, jak potrzeba. To, jak automat, do którego wkrada się drobny pył nieczystości. Przestaje działać. Wtedy jedynym wyjściem jest kompletny remont, wymiana części, sklejenie kryształków w całość i funkcjonowanie od nowa, z nowym duchem i nową ufnością w realnych ludzi, bo są wokół nas, tylko my wolimy żyć w bajce, nawet jak finalnie zjada nas wilk z długimi kłami.
No, ale dosyć Kochani tego filozofowania.
Znowy wzeszło słoneczko dla Barana. Baran jest silny, bo musi BYC! Załuję, że nie mam dziecka, bo zrobilabym wszystko, aby urodziło się pod znakiem Barana. Ale moja bratanica, której jestem matką chrzestną jest spod znaku STRZELCA- to trygon ognisty też cudowny znak zodiaku, to mi rekompensuje wszystko- dzisiaj w Dniu Matki.
Bajeczki zostawiam dla bajopisarzy. Wracam do realu i z bólem serca usuwam się również z wirualnej fikcji FB, choć robię to z bólem. Wywaliłam też możliwość przyjmowania powiadomień z fejsa, ponieważ zatraciłam kompletnie instytnkt samozachowawczy przez ten okrutny świat wirtualny. ALE WRÓCIŁAM
Przede mną nowe wyzwania. Realne i rzeczywiste. Dostałam nowe propozycje zawodowe, bardzo interesujące, więc niestety znowu praca i nowe wyzwania. A, jesli między nimi pojawi się moment na kawę z kimś realnym i miłym na pewno z tego skorzystam. Ten czas nie był stracony. Mówią, że wyglądam ładnie. Przypomniałam sobie, jak to jest być znowu atrakcyjną kobietą. Myslę, że mój ukochany producent Klanu bedzie zadowolony, z nowego imaggu swojej aktorki. Rozważam również propozycje pracy w filmie zagranicą. Tak, że nic się nie stało złego. Wszystko dzieje się po coś, oby w porę wyciągnąć własciwe wnioski czego i WAM kochani zycze. Szykuję dla Was nową niespodziankę blogową. W przyszłym tygodniu czeka mnie na ten temat rozmowa. Fajnie jest robić bloga, jeśli jeszcze za to płacą- innego bloga. I tym optymistycznym akcentem do usłyszenia.