czwartek, 15 grudnia 2011

Klasa- NIGDY się nie starzeje

O pani Ludmile Łączyńskiej czyli Wisi z Matysiaków pisałam w momencie przeprowadzania z nią wywiadu, więc tylko dodam, ze to niezwykła kobieta. Jej skromność i pokoro wobec ludzi, aż zawstydza rozmówcę. Ale wielcy ludzie tak właśnie mają.... Zapraszam do lektury ŻYCIA NA GORĄCO, tam również Wioletta Villas o której niedawno pisałam
Ludmiła Łączyńska
Przy tej okazji chciałabym jednak napisać o mojej wspaniałej koleżance- dziennikarce z Życia na Gorąco- ANI PAWLAK, która nie dość, że zawsze powiadamia mnie o kolejnej publikacji, to jeszcze wysyła ludziom te artykuły, jeśli o to proszą. Niezwykłość Ani polega jednak na czymś zupełnie innym- ONA nie ma nerwów. Gdy ja wściekałam się- jako przysłowiowy BARAN, bo ktoś wyprowadzi mnie z równowagi- Ania ze stoickim spokojem/ a przecież na pewno są rzeczy, które i ją denerwują/ mów: Tereska, ale weź na wstrzymanie- czy to coś zmieni?  I po dziesiątym tego typu zdaniu człowiek myśli- Boże o co ja się wściekam- faktycznie szkoda zdrowia
             Gdyby więcej w tym zawodzie było takich pań z klasą, jak Ludmiła i więcej takich dziennikarek, jak Ania życie byłoby bajką.

wtorek, 13 grudnia 2011

Boska Iza Trojanowska

Kalendarz Izy
Słowo się rzekło, więc mimo, iż padam na twarz ze zmęczenia- skomentuję wczorajszą imprezę z uroczystości promocyjnej kalendarza Izki.
Z Markiem Szymańskim- fotografem
Powiem tak: znamy się już bardzo długo, bo jeszcze od czasów teatru "Syrena", gdy ja byłam jeszcze adeptką aktorstwa, a Iza wkroczyła do tego teatru już jako gwiazda po sukcesie "Strachów". Pamiętam, że Witold Filler- dyrektor i Rysiek Poznakowski- gl. szef orkiestry i kompozytor byli wniebowzięci, że udało im się pozyskać gwiazdę piosenki, której "Podaj cegłę"  i wiele innych przebojów nuciła cała Polska. Co innego koleżanki aktorki- no one na pewno nie były zachwycone. Zresztą co tu ukrywać BYŁY WŚCIEKŁE na Fillera. Do jego gabinetu- zanim się pojawiła po raz pierwszy w teatrze- ustawiały się kolejki koleżanek aktorek- z których każda miała coś "miłego....???" do powiedzenia na temat Izy. Ale dyrektor był nieugięty, a jej była dyrektor Danuta Baduszkowa, z Gdyni- niepocieszona, że Izka wyjechała.
Brałyśmy dział w jednym przestawieniu, więc kiedy pojawiła się na próbie wszyscy zamarli. Wyglądała bosko, pachnąca, ubrana, jak  z najnowszej kolekcji mody i ta niesamowita fryzura.... którą dwa lata później skopiowałam i o co pewnie Iza miała pretensje.  Ale w tamtym okresie nie lubiłam Izy. Może dlatego, że była taka obca, niedostępna, zarozumiała i raczej niemiła. Może dlatego, ze gdy przyniosłam jej kiedyś list do garderoby wcześniej szukając jej, więc głośno wołałam na korytarzu- Nie wiecie, gdzie jest Iza Schutz?   A, gdy ją już znalazlam- ona z nieprzyjemną miną odpowiedziała: Nazywam się  Izabela Trojanowska!!! A może... trudno powiedzieć.
Wiem, że dzisiaj jest kompletnie inną osobą, niż przed laty- przynajmniej dla mnie.
         Spotkałyśmy się właśnie po długim czasie kilka lat temu, przy okazji wywiadu. Iza miała wtedy trudny okres, wiele gazet rozpisywało się na temat jej prywatności włażąc buciorami w jej życie.  Już wtedy wydawała mi się inna- przyjemniejsza, ale bardzo nieufna wobec ludzi. Tym bardziej, że spotykała się jakby nie mówiąc z dziennikarką. Była po rannych zdjęciach w "Klanie" więc wcale mnie nie dziwiło, że sprawiała wrażenie nerwowej. Ja też nienawidzę wstawać o 5 AM. Wywiad i autoryzacja przebiegły jednak pomyślnie. Mam wrażenie, że może przez ten fakt, że nie byłam jedną z tych dziennikarek, które szukają za wszelką cenę sensacji krzywdząc innych nasze relacje się ociepliły.
  Gdy otrzymałam zaproszenie na promocję jej kalendarza  mailem/ choć na takie zaproszenia bez uprzedzenia nie chodzę/ postanowiłam pójść. Umówiłam się z Markiem Sz., bo to przecież dziedzina, w której on również jest mistrzem i czekając na niego na Placu Grzybowskim 10 muszę powiedzieć, ze miałam dylemat- co to za miejsce, do którego zaprosił nas jej manager i Fotograf Piotr Kosiński= LEWANOWICZ- Cafe??? No wreszcie odważyliśmy się wejść.
W niewielkim pomieszczeniu sklepu- galerii  pełnym przepięknej biżuterii stało niewiele osób, ale goście wciąż przybywali, aż zrobił się naprawdę tłok. Ale co to bez telewizji, świateł jupiterów pośrodku stała filigranowa, szczuplutka, w czarnej sukience, gustownej biżuterii i pięknie, w delikatnym makijażu Iza. Witała gości wraz z właścicielkami galerii stonowana, uśmiechnięta i, jak zawsze z klasą. Była tak urokliwa, jak cały i przepięknie zrobiony kalendarz przez PIOTRA KOSIŃSKIEGO., a w tle słychać było dżwięki jej najnowszej płyty- dżwięki piekne, ale cichutkie, bo ważniejsi byli ludzie, którzy chcieli pogadać. Ale ludzie też inni- nie silikonowe, zarozumiałe lalki, których lepiej nie dotykać, bo mogą się rozpaść po stu operacjach plastycznych, które ostatnio spotkałam na innej- ważnej i hucznej konferencji.
Wyjeżdżałam uduchowiona, zadowolona i pełna szacunku dla Izy- za wszystko. Jest piękna i wielka. A galeria piękna- nawet wylosowałam fajny pierścionek. może i mnei szczęście dopisze w kolejnym roku..../

wtorek, 6 grudnia 2011

Odeszła niedoceniona

Violettę Villas poznałam lata temu w Teatrze Syrena, gdy Witold Filler postanowił zrobić niecodzienną rewię  z udziałem wielkiej gwiazdy TRZECI PROGRAM. Niecodzienny, bo żadna inna gwiazda- a było ich w "Syrenie" trochę- nie miała takich przywilejów: była przywożona i odwożona do Magdalenki/ tam wówczas mieszkała/ do teatru samochodem, miała własną garderobę, własną fryzjerkę, garderobianą i niejednokrotnie publiczność musiała czekać, po przerwie ponad godzinę, bo gwiazda nie była gotowa. Ale gwiazdą BYŁA! Jej 4 oktawy nie tylko wywoływały zdumienie i podziw, ale wielokrotnie, jak śpiewała swoją "Mamo..." na widowni słychać było głośnie pochlipywanie i w ruch szły chusteczki do nosa.  prawdą jest, ze może nie była zbyt inteligentna i nie zawsze potrafiła dobrać odpowiednie  słowa, ale w tym wszystkim była szczera. Pamiętam takie  dwa wydarzenia. Jedno- kierownikiem orkiestry był wówczas Ryszard Poznakowski, a że "Trubadurzy" byli na fali- sam miał prawo uważać się za gwiazdę. W drugiej części rewii Villas jako Liwia miała scenę z Brusikiewiczem na tle płonącego Rzymu. Scena kończyła się słowami Brusikeiwcza "Liwio czy chcesz być moja panią", na to pani Violetta miała zaśpiewać 'NIGDY PRZENIGDY NIE!. A, ponieważ kończyła ją koloraturową wokalizą zawsze przedłużała tę scenę, po której miał być finał o kilkanaście minut: wiła się po podłodze, jak kocica, przytulała do kolumn ect. co strasznie wkurzało Ryśka, bo i tak spektakl trwał godzinę dłużej. Pewnego razu nie czekając na wokalizę gwiazdy, sam z kanału, gdzie siedziała orkiestra zaśpiewał NIGDY PRZENIGDY NIE  był już finał. Oczywiście finał też był długi, ponieważ gwiazda musiała zmienić garderobę i wychodziła kilka razy do ukłonów. Po ostatnim swoim wyjściu, podeszła do mikrofonu mówiąc: Panie Poznakowski, prostota i prostactwo to duża różnica. Nie będę opisywać, co działo się za kulisami, gdy publiczność już wyszła z teatru, bo każdy, kto zna Rysia, wie, że ma duży temperament.....
              Drugie wydarzenie - to jej ostatni spektakl w Syrenie. Filler ułożył tak to przedstawienie, że Violetta Villas wchodziła po przerwie- jako nagroda. I, jak mówiłam zawsze się spóźniała, bo mimo, iz samochód przywoził ją o czasie uwielbiała przesiadywać w pobliskim barku pijąc herbatkę i zbierając hołdy od znajdujących się tam ludzi. Pewnego dnia dyrektor nie wytrzymał. Wpadł do barku obok i krzyknął "Marsz do garderoby i to zaraz" i wrócił do bufetu teatralnego, gdzie również i ja siedziałam. Gwiazda przechodząc z obrażoną miną zatrzymała się na moment, spojrzała na Witolda Fillera i powiedziała: "Wie, pan, wie pan... wie pan kim pan jest? Pan jest świnia z brudnymi łapami". Po czym grzecznie udała się do garderoby, a następnego dnia nie pojawiała się na spektaklu, bo podobno nie dostała rozgrzeszenia. To jednak przeważyło szalę tolerancji dla gwiazdy i Trzeci program zszedł z afisza.

wtorek, 29 listopada 2011

JASNE STRONY DZIENNIKARSTWA

Zbierałam się do napisania kilku słów o ostatnich refleksjach z osobami,  z którymi robiłam wywiady, ale czekałam na zdjęcie mojego najmłodszego "wywiadowanego" TOMKA MUSIAŁA, no ale się nie doczekałam, a potem okaże się, ze nie mam czasu i będzie już po ptakach, więc jestem zmuszona zamieścić swoje zdjęcie z najnowszej sesji  robionej mi przez MARKA SZYMAŃSKIEGO. 
    No, ale wracając do tematu....
Rzadko zdarza się, aby kolejni rozmówcy, z którymi rozmawiam po raz pierwszy okazywali się tak urokliwi, ze serce rozpiera. Najpierw wspomniany jw Maciek główny bohater "Rodzinki",  z którym trudno było ustalić jakiś termin, bo chłopak mimo swojego młodego wieku /16 l/ jest tak rozrywany, ze pewnie jego tata- Andrzej Musiał- również aktor  pewnie mu chwilami  zazdrości. Wreszcie dzięki mamie pani Ani- udało się dotrzeć do Maćka i oto mile rozczarowanie.... Maciek jest normalny, urokliwy, miły, ale co ważne naprawdę bardzo inteligentny, o czym świadczą jego dwie autoryzacje, a co najważniejsze wrażliwy. Wróże mu duży sukces. Jeśli nawet nie w Hollywood, gdzie zamierza wyjechać- to w każdej innej dziedzinie też będzie dobry, bo ma to "COŚ"
    Przypomniała mi się teraz mała dziewczynka, z która robiłam wywiad z okazji serialu "Ekstradycja" i której rodzice zaprosili mnie do domu. Tato nawet przyjechał po mnie samochodem, a w domu czekała kolacja. Dziewczynka była tak rozwydrzona, ze nie dość, ze rodzice musieli ja błagać, aby zechciała ze mną porozmawiać, to jak mówili mi potem operatorzy w czasie zdjęć rzucała butami w kamerę, a wożącego ją na plan taksówkarza traktowała, jak niewolnika, plując na niego i używając w stosunku do niego niecenzuralnych słów. Z tego- co mi wiadomo- ta dziewczynka już nie gra....????
    Kolejną osobą, do której miałam szczęście to aktorka starszego już pokolenia Pani LUDMIŁA ŁĄCZYŃSKA, główna seniorka w tej chwili audycji radiowej MATYSIAKOWIE.Już dawno tak serdecznie i tak milo nie rozmawiało mi się z panią w wieku pani Ludki, która tak, jak ja kocha zwierzaki- sama ma 5 kotów i sunię ze schroniska, więc jak się dowiedziała, ze adoptowałam Berę- teraz SABĘ POWIEDZIAŁA; JUŻ PANIĄ KOCHAM!!!!
    Trzecia osoba to scenarzysta "Matysiaków" pan JANUSZ DZIEWIĄTKOWSKI- znowu normalny, skromny rozmówca, chociaż po kilku fakultetach. Urok rozmowy i pełen luz.
Czwarta rozmowa to znana mi już pani JOASIA JĘDRYKA, z która miałam przyjemność rozmawiać dzisiaj  i, która  niezależnie do jakiego pisma, w danym okresie życia dziennikarskiego pisałam- NIGDY MI NIE ODMÓWIŁA udzielenia wywiadu.
       Jak zdarza się taki tydzień- gdzie każdy z rozmówców jest z innej bajki, w innym wieku, ale żaden nie ma sodówy, much w nosie i jest normalny - to jest to prawdziwa "wywiadowcza" uczta. A, jeśli dodam, że po długim czasie, jak gdyby nigdy nic umówiła się ze mną na przyszły tydzień pani STASIA CELIŃSKA - to chce się żyć!   I to są- jak mówił ostatnio ARTUR ANDRUS- jasne strony tego zawodu.

niedziela, 27 listopada 2011

BEZ MASKI: SABA- mogło dojść do tragedii!!!

BEZ MASKI: SABA- mogło dojść do tragedii!!!: Wczoraj radość, tarzanie się po nowej pościeli, bo rano Saba coś zżarła i się wyrzygała. Michał śmiał się, ze SABCIA wymaga, jak w ...

SABA- mogło dojść do tragedii!!!

Wczoraj radość, tarzanie się po nowej pościeli, bo rano Saba coś zżarła i się wyrzygała. Michał śmiał się, ze SABCIA wymaga, jak w luksusowym hotelu wymiany pościeli codziennie najdalej dwa razy w tygodniu. Radość była wielka, bo- jak prawdę powiedział Pan Marek ze świętego Anioła-/POZDRAWIAM PANIE MARKU I POZDRAWIAM PRZYJACIÓŁ Z KAMPINOSU- dzięki za miłe wpisy/, że jej sierść będzie mięciutka, jak owłosienie niemowlaka, po podawaniu jej tabletek z rekina. I faktycznie. Początkowo to dotknęło tylko głowy dalej była szorstka, jak szczotka do klozetu. Ale wczoraj odkryłam , że cała jej powłoka jest mięciutka i jedwabista, dostała także nowe owłosienie. Zresztą,  trudno się dziwić, bo stare wychodziło z niej tonami i, gdyby nowe nie narosło byłaby łysa.
Przestała już płakać przez sen, częściej jest radosna i zaczęła chodzić na przywitanie mnie krokiem konika z cyrku unosząc po kolei przednie łapy....co jest tak zabawne, ze można płakać ze szczęścia.
     Moja Przyjaciółka Ewka, której poprzednia sunia zginęła pod kołami przestrzegała mnie jednak, że Saba nie powinna chodzić bez kolczatki, więc mimo, iż jej kolejna sunia jest z hodowli i syn wychodzi z nią w obróżce - Ona bez kolczatki nie rusza się z domu.  Sabinek- mój kochany owczarek podhalański, który niedawno odszedł do aniołków, również chodził w kolczatce, mimo , ze był łagodny, jak baranek. Posłuchałam jednak Pana Marka i Pani Romki od Bernardynów, że dla Bernardyna- kolczatka- to zbrodnia:obróżka albo szelki.
      Ale co zrobić, gdy pies powiększa swoją masę o 1/3 SABA przytyła chyba z 12 kg i jak twierdzą sąsiedzi urosła o połowę?
    Co zrobić, gdy ma tak chorą psychikę i boi się nawet Yorka?
    Co zrobić, gdy nie ma jeszcze Sylwestra, a bydlaki już strzelają?
    Co zrobić, gdy jest tak silny, ze może wyrwać smycz?
   I tak stało się dzisiaj! Pociągnęła Michała, który wylądował na brzuchu i ciągnęła go dobre kilka metrów, zanim nie owinęła długiej- automatycznej smyczy wokół drzewa i nie wyrwała się uciekając przed psem pod samochód. na szczęście była niedziela, nie było ruchu obok parku i tylko smycz zacisnęła się pod oponami samochodu, a Saba prócz uszkodzonego palca, właściwie chyba złamanego do krwi paznokcia nie ucierpiała. My natomiast jesteśmy po silnej dawce prochów uspakajających i przed zawałem.
    Na drugi spacer pojechała już samochodem, /do którego już z radością  wskakuje i widac, ze kocha jeździć/ do Łazienek i tam w bezpiecznym terenie sobie pobiegała- W KOLACZATCE!, która została pierwsza po Sabinku. Nawet nie protestowała.

czwartek, 17 listopada 2011

Dobrze, ze zdarzają się i takie wywiady

Kilka dni temu zadzwoniła do mnie koleżanka- dziennikarka żaląc się na aktora, który odmówił jej autoryzacji wywiadu, mimo iż wcześniej wraził zgodę na wywiad do tabloidu. Była tak zdenerwowana, że podczas rozmowy rozpłakała się, bo ten tabloid to jej jedyne źródło dochodu i obawiała się, że za niewykonanie kolejnego już zlecenia może zostać wyrzucona z pracy. Cóż.... Wprawdzie mnie takie sytuacje zdarzają się stosunkowo rzadko, ale zdarzają się również. I zdarzyło się to całkiem niedawno, że stosunkowo nieznany aktor, z uwagi na reprymendę żony, której artykuł się nie spodobał, również odmówił publikacji. Mimo, iż inicjatywa pisania na jego temat padła z serialu, w którym gra. Znam, więc ten ból, chociaż go nie przeżywam tylko żądam od aktora maila, że nie wyraża zgody i wysyłam informację do gazety i produkcji... Efekt- perspektywie czasu dla aktora nie musi być przyjemny.... Aktorzy mają obowiązek lansowania swojej pracy, bo to producenci pokrywają koszty produkcji, a także ich zatrudnienia. Nie bardzo rozumiem postawę kolegów aktorów, którzy wybierają zawód aktor- zawód publiczny, a potem nagle nie chcą upubliczniać swojego życia?! Przecież kolor włosów, hobby, sporty- to też prywatność. Poza tym dziennikarka o której mówię i ja nie należymy do piranii, które zeżrą rozmówce, nie pozostawiając nawet kosteczki. Tracimy na tym stosując etykę dziennikarką i zwyczajnie mówiąc dziennikarską przyzwoitość. Koleżanka była zobligowana autoryzacją wywiadu, ja artykułu na temat... nie. Zrobiłam to i okazało się, ze byłam zbyt gorliwa, bo kiedy odmówił niepotrzebnie straciłam tylko na niego czas. Ciekawe, jak czułby się ów aktor czy aktorka, gdyby kazano mu grać cały dzień w serialu, a potem producent powiedziałby: nie zapłacę panu, bo biorę kogoś innego na pana miejsce? Dlaczego tego typu odmowy, niezgody i fochy nie spotykają nas od tzw. prawdziwych, zawodowych aktorów, którzy mają na koncie setki filmów i seriali oraz poważny dorobek teatralny, tylko od gwiazdorów lub gwiazdeczek dopiero, co wstępujących w zawód? Prócz jednego wyjątku, był to bardzo znany aktor- choć bez dyplomu aktorskiego- na tysiąc osób, z którymi rozmawiałam czyli tysiące wywiadów i artykułów NIGDY PRAWDZIWY AKTOR nie sprawił mi przykrości, nie powiedział, ze nie zgadza się na publikację, jeśli wcześniej wyraził na nią zgodę. Przecież obowiązująca w Polsce autoryzacja umożliwia własnie wykreślenie tego co za dużo, co się nie podoba i dodanie tego, co powinno się znaleźć - zdaniem rozmówcy- a nie znalazło. Czasami marzą mi się DAWNE CZASY, gdzie nie było takiej ilości kolorowych gazetek na rynku, a jak ktoś zagrał w filmie i serialu to udzielenie przez niego wywiadu było dla takiego aktora wielką nobilitacją. A zawód dziennikarz czy redaktor był jednym z najbardziej prestiżowych zawodów. Dlatego, gdy idę na wywiad z bardzo znanym i lubianym przez mnie człowiekiem- co miało miejsce w ubiegły poniedziałek, spotykam się z Arturem Andrusem i nie słyszę" Będę mówić tylko o sprawach zawodowych!!!!"- czuję przypływ świeżego powietrza. Dobrze, że i takie wywiady także się zdarzają.

środa, 16 listopada 2011

SABA 2 miesiące w domu




Saba jutro będzie obchodzić drugą miesięcznicę w swoim domu i widać, że czuje się w nim dobrze. Tylko czasami popłakuje przez sen, gdy przypomina jej się puszcza, schronisko lub to co ją spotkało



Pokochała strasznie Michała, a za mną tęskni, gdy wyjeżdżam, ale po moim powrocie i nagłych pieszczotach szybko biegnie do niego. Aż trudno w to uwierzyć. Za to, aby nie doznać nagłej kontuzji ciała- bo rośnie w oczach nie zdając sobie sprawy ze swojej już siły- przed powrotem do domu muszę zahaczyć o Mini Europę, żeby kupić kabanosa, bo ten smakołyk, zdecydowanie przewyższa radość i mam sekundę, aby się przebrać. W kazdym razie rośnie i cudownie się rozwija. Jest nieprawdopodobnie wprost mądra i rozumna.

niedziela, 30 października 2011

PORADNIK ADOPCYJNY cz. I


Dobrze, że czasami coś mojego publikują, bo w ogóle zatraciłabym się w pisaniu o Sabie.
Ale po ostatnich 2 tygodniach przeżyć z jej cieczką, codziennych obserwacji i poświęcania każdej wolnej chwili na obserwowanie tej przeuroczej i wdzięcznej suni postanowiłam, po 1,5 miesięcznym jej pobycie w moim domu napisać dla Was poradnik. Poradnik dla osób, które zamierzają adoptować psa ze schroniska. Mimo, iż Fundacja Pod Psim Aniołem rządzi się trochę innymi prawami- to jednak jakby nie mówić, jest to schronisko, do którego trafiają wyrzucone, maltretowane lub nikomu niepotrzebne, biedne zwierzaki. Potraktujcie jednak mój poradnik z małym przymrużeniem oka... Chociaż będzie w nim wiele prawdy.

1. Jeśli postanawiasz adoptować psa wybierz dzień, który masz wolny, ponieważ zwierzak pozostawiony w obcym dal niego domu znowu poczuje się porzucony.
2. Nie ciesz się, że jest tak ułożony, że nie sika w domu, bo ze strachu ma tak ściśnięty pęcherz, ze nawet wyprowadzany z trudem się załatwia. Na wszelki wypadek zwiń dywany, bo na bank się w końcu zsika.
3. Nie próbuj na wszelką siłę pozyskać jego sympatii wpychając mu milion smakołyków, bo zeżre wszystko. Pieski w schroniskach nie dostają jedzenia do syta, bo go tam nie ma. Moja przeurocza zresztą sąsiadka Pani Krysia- gdy tylko zostawiałam przez pierwszy tydzień Sabę tylko z nią, bo musiałam biegać na rehabilitację kręgosłupa wyjmowała z lodówki po kg kabanosów karmiąc zwierzaka, który pewnie nigdy ich nawet nie wąchał, a gdy wracałam pytając grzecznie czy smakowały jej kabanosy- wiedząc , ze to nie ona je zjadała, zaklinała się, że były tylko dwa i musiała dać je Sabie, żeby się z nią zaprzyjaźnić.

A propos karmienia...
Nie wpychajcie w wychudzone zwierzę wszystkiego, co macie w lodówce, aby natychmiast przytyło, bo wstyd przed sąsiadami taki szkielet wyprowadzać, tylko od początku karmcie je racjonalnie. Moja Saba dostaje ryż z warzywami kurczakiem dwa razy dziennie i mimo że dostaje też "podchapanki.." wylizuje miskę do najmniejszego ziarenka. A zupa z dyni z kluseczkami na mleczku- no proszę.... już jej nie smakuje.
4. Pozwólcie pieskowi samemu Was zaakceptować i pokochać. No i pozwólcie mu się wyspać!!!! ja po powrocie z Falenicy trzy dni nie spałam, takie wrażenie zrobiły na mnie: szczekanie, wycie, klatki ect... Pieski, które przeżyły dużą traumę płaczą, skomplą podczas snu, wtedy radziłabym delikatnie je przebudzić i przytulić. Muszą wiedzieć, ze w tym domu nic złego je już nie czeka...




Ale ponieważ SABA wychodzi po 50 razy dziennie i szczególnie Michał chodzi na rzęsach, i musimy wyjść razem, bo zaczyna mieć ochotę na mały skok w bok, a nie jest jeszcze wysterylizowana, muszę na ten czas skończyć temat, ale do niego wrócę. Cdn

Asia Gleń- uosobienie piękna i skromności


Mam nadzieję, że zwolennicy piękna i młodości, którzy zarzucają mi, że sięgam po aktorki starszego pokolenia tym razem poczują się usatysfakcjonowani, bo Aśka jest nie tylko piękną, pełna ciepła i wdzięku kobietą, ale jest też znakomita aktorką, co udowodniła wiele lat wcześniej, zanim trafiła do do serialu Barwy szczęścia.
Poznałyśmy się kilka lat temu podczas oczywiście robienia z nią wywiadu i już wtedy poczułam się oczarowana jej osobowością, ale chuchając na zimno wolałam nie zapeszać i jej nie chwalić. Podczas mojej wieloletniej praktyki spotykałam wiele aktorek, które wstępując w zawód były normalnymi dziewczynami, a jeden serial zmieniał je w wydry nie do poznania. Aśka pozostała sobą, dziewczyną taką, jak ją poznałam. Nie zmieniła jej ani rola, ani małżeństwo, ani sława... Choć z tym ostatnim ma nie wiadomo dlaczego problemy? Dlaczego nie jest tak popularna, jak jej mierne niekiedy koleżanki?
Bo o nic nie zabiega! Nie lasuje się na potęgę, nie dzwoni po dziennikarzach sprzedając ostatnią tajemnicę rodzinną, nie zasłania się trudnym dzieciństwem i nie prowokuje. Prowokacja jest jej domeną sceniczną. Gdy lata temu do Tanga z aniołem zgoliła głowę na łyso, wielu pukało się w głowę. ONA chciała tę rolę przedstawić wiarygodnie również pod kątem wizerunku.
Jestem dumna, że darzy mnie równie ciepłymi uczuciami, choc zabrzmi to dwuznacznie...jak ja ją.
Polecam aktualne Zycie na Gorąco a niebawem będzie wiecej......

środa, 19 października 2011

SABA domaga się jedzenia!


Niestety od czasu, gdy w domu pojawiła się SABA żaden film, serial nie koncentruje tak naszej uwagi, jak ta piękna Benka. dzień zaczyna od zabaw w moim lóżku, potem zjada pierwszy posiłek zasadniczy, więc obowiązkowa sjesta
no a potem ok 17.00 danie główne i dzisiaj ku mojemu zdumieniu widząc, że zbyt długo siedzę przy komputerze - po raz pierwszy weszła i zaszczekała, ze kuchnia się spóźnia!!!!
Potem oczywiście obowiązkowe pieszczoty i zabawy i widać, że psinka odżywa

bo te oczy stają się z dnia na dzień mniej smutne. Dzisiaj po raz pierwszy poznała smak kalafiora gotowanego i polanego bułeczką z masłem i widać, ze tez lubi.
Jaka to ulga po dwóch wybrednych niejadkach mieć pieska, ktory zjada, a raczej pochłania w dużych ilościach wszystko!!!
A ponieważ jutro wybieram się znowu na plan "Pierwszej miłości" do Wrocławia- musiałam ugotować jej ukochaną zupkę z dyni. Już się oblizuje, więc pewnie wieczorem spałaszuje swoją miseczkę.

poniedziałek, 17 października 2011

SABA Miesiac w domu


Wczoraj Saba byla na działce i biegała jak szalona po ogrodzonym terenie, co widac po uszach, ktore bynajmniej nie przypominają Benka.

Michała kocha już miłością wielką, przed mną ma respekt, ale miłością również darzy.

Z uwagi na jej wcześniejsze przeżycia jest rozpiszczana , jak dziadowski bicz

Ma szalony apetyt, dwa posiłki główne ryż z piersią kurczaka i warzywami oczywiście nie zaspakaja jej wilczego apetytu, więc w ruch wchodza kanapki, a od soboty polubiała zupę z dyni z kluseczkami, za która wprost przepada.


Sierść zaczyna jej pięknie błyszczeć, po tabletkach z rekina i brzuszkach łososia i wydaje mi się, ze rośnie... O zgrozo... Dzisiaj jest dokładnie miesiąc w swoim domu i od wczoraj stała się pełną gębą kobietą- psią oczywiście....

BEZ MASKI: Grażynka Barszewska- niezmiennie piękna

BEZ MASKI: Grażynka Barszewska- niezmiennie piękna: Polecam swój kolejny artykuł tym razem o Grażynie Barszczewskiej- nadal, niezmiennie pięknej. I wprawdzie unikam komentowania - komentarzy,...

Grażynka Barszewska- niezmiennie piękna


Polecam swój kolejny artykuł tym razem o Grażynie Barszczewskiej- nadal, niezmiennie pięknej. I wprawdzie unikam komentowania - komentarzy, tym razem nie mogę się oprzeć- zapewne komentarzowi któregoś z kolegów po fachu dziennikarskim, że nie należy pisać o aktorkach starszego pokolenia. A czym te piękne, wymodelowane laseczki mają zachwycać? Na pewno nie intelektem i kulturą bycia! Oczywiście nie mówię o wszystkich, bo jest wiele pięknych i mądrych dziewczyn, które niczym nie ustępują wielkim tuzom ekranu, ale o tych aktorkach nie piszą kolorowe pisemka nazywając je gwiazdami. Niestety tzw. klasa to dziś materiał zużyty, niedostępny. Grażyna niewątpliwie jest damą z dawnych lat i pewnie każdy chętnie i po raz kolejny o niej poczyta.

piątek, 14 października 2011

SABA- historia jej życia- wcześniejsza

O Sabie, gdy nie chroniczny już brak czasu mogłabym pisać niesustannie. Tym bardziej dzisiaj, gdy dostałam tak wzruszajacy e-mail od p. Joasi, który wraz ze zdjęciami, które mi przesłała pozwolę sobie zamieścić.









DZIĘKUJĘ. Dobrze, że są na świecie jeszcze dobrzy ludzie. To buduje wiarę w człowieka Joasiu

czwartek, 13 października 2011

SABA pięknieje każdego- kolejnego dnia


No cóż.... Miłość jest w stanie zdziałać, jak się okazuje cuda. SABA z dnia na dzień czuje się w swoim, nowym i stałym domu lepiej. Z biednej zapchlonej suni robi się coraz bardziej urodziwa psia pannica. Nie leży już w jednym miejscu, jak to miało miejsce przez pierwszy tydzień, ale biega po całym mieszkaniu zaanektowała już dwa spania, więc dom bardziej przypomina psią budę, niż pokoje, ale co nie robi się z miłości. Jej smutne oczy, które po raz pierwszy zobaczyłam w Necie rozbłyskują całą gamą uczuć począwszy od miłości poprzez niesłychaną wdzięczność, a kończąc na spojrzeniu zawadiackim. My zwariowaliśmy wprost na Jej punkcie, więc żaden film, żadne spotkanie, nawet nauka tekstu do serialu przychodzi mi z trudem, co ostatnio niestety odbiło się na planie.
Michał, któremu przeszkadzała nie umyta szklanka, zmywa całe gary po jedzeniu Sabci, bo oczywiście gotujemy jej piersi kurczaka, ktore pochlania z dużą ilością ryżu i warzyw. Aż serce rośnie, po niejadkach poprzednich. A propos poprzednich....
Oczywiście niegdy nieznikną z naszej pamięci. W dniu WSZYSTKICH ZMARŁYCH ZWIERZĄT, które jak zawsze przypada w pierwszą niedzielę października/ na miesiąc przed świętem Zmarłych/ pojechałam do Saby- pierwszy Owczarek i do Sabinka, spotkałam wspaniałe osoby z Fundacji pod PSIM ANIOŁEM, więc także dołożyłam swój datek, po czym wróciłam do Warszawy do żywej psinki, która najbardziej potrzebuje teraz miłości.


I chociaż zdjęcia nie oddają jeszcze jej piękna, poza tym jest ciągle chora, bo pobyt w Puszczy Kampinowskiej, jedna noc w kotłowni/ jak mnie poinforowała pani Joasia, ktora zadzwoniła i przybliżyła mi historię Saby, która trafiła do wrednych złych ludzi, na szczęscie dzieki czujności Joasi na jeden dzień/, a także tygodniowy pobyt w Psim Aniele- choć to ostatnie miejsce akurat uratowało jej życie- to jednak zimno, głód, strach i zagrożenie odbiło się na jej zdrowiu. Nadal ma zapalenie pęcherza i sika, co dwie godziny. Mam nadzieję, że niedługo jej to przejdzie, bo sierść już się jej polepszyła. Nie potrafię opisać, jaka radość musiała zapanować w jej małym serduszku, gdy w poniedziałek ujrzała mnie wysiadającą z windy...Skakała podnosiła łapki, raz jedna, raz druga, przytulała się, potem wskakiwała na tapczan, lizała mi twarz... Takiej radości, na mój widok chyba nikt jeszcze mi nie okazał w życiu. Warto było jechać nocą szosą katowicką z Wrocławia, w deszczu, reflektorach mijających samochodów i oślepiających z tyłu poganiaczy cmentarnej frekwencji, na granicy śmierci.. I nie jest to żadna przenośnia. Jazda samochodem, nocą, w deszczu daje duże prawdopodobieństwo tragicznego wypadku, które mogłam osobiście i po raz drugi obserwować na tej trasie. Na szczęście opatrzność czuwała. W końcu los tak zdecydował, że ta piekna dziś Bernardynka trafiła pod właściwy adres.