czwartek, 13 października 2011

SABA pięknieje każdego- kolejnego dnia


No cóż.... Miłość jest w stanie zdziałać, jak się okazuje cuda. SABA z dnia na dzień czuje się w swoim, nowym i stałym domu lepiej. Z biednej zapchlonej suni robi się coraz bardziej urodziwa psia pannica. Nie leży już w jednym miejscu, jak to miało miejsce przez pierwszy tydzień, ale biega po całym mieszkaniu zaanektowała już dwa spania, więc dom bardziej przypomina psią budę, niż pokoje, ale co nie robi się z miłości. Jej smutne oczy, które po raz pierwszy zobaczyłam w Necie rozbłyskują całą gamą uczuć począwszy od miłości poprzez niesłychaną wdzięczność, a kończąc na spojrzeniu zawadiackim. My zwariowaliśmy wprost na Jej punkcie, więc żaden film, żadne spotkanie, nawet nauka tekstu do serialu przychodzi mi z trudem, co ostatnio niestety odbiło się na planie.
Michał, któremu przeszkadzała nie umyta szklanka, zmywa całe gary po jedzeniu Sabci, bo oczywiście gotujemy jej piersi kurczaka, ktore pochlania z dużą ilością ryżu i warzyw. Aż serce rośnie, po niejadkach poprzednich. A propos poprzednich....
Oczywiście niegdy nieznikną z naszej pamięci. W dniu WSZYSTKICH ZMARŁYCH ZWIERZĄT, które jak zawsze przypada w pierwszą niedzielę października/ na miesiąc przed świętem Zmarłych/ pojechałam do Saby- pierwszy Owczarek i do Sabinka, spotkałam wspaniałe osoby z Fundacji pod PSIM ANIOŁEM, więc także dołożyłam swój datek, po czym wróciłam do Warszawy do żywej psinki, która najbardziej potrzebuje teraz miłości.


I chociaż zdjęcia nie oddają jeszcze jej piękna, poza tym jest ciągle chora, bo pobyt w Puszczy Kampinowskiej, jedna noc w kotłowni/ jak mnie poinforowała pani Joasia, ktora zadzwoniła i przybliżyła mi historię Saby, która trafiła do wrednych złych ludzi, na szczęscie dzieki czujności Joasi na jeden dzień/, a także tygodniowy pobyt w Psim Aniele- choć to ostatnie miejsce akurat uratowało jej życie- to jednak zimno, głód, strach i zagrożenie odbiło się na jej zdrowiu. Nadal ma zapalenie pęcherza i sika, co dwie godziny. Mam nadzieję, że niedługo jej to przejdzie, bo sierść już się jej polepszyła. Nie potrafię opisać, jaka radość musiała zapanować w jej małym serduszku, gdy w poniedziałek ujrzała mnie wysiadającą z windy...Skakała podnosiła łapki, raz jedna, raz druga, przytulała się, potem wskakiwała na tapczan, lizała mi twarz... Takiej radości, na mój widok chyba nikt jeszcze mi nie okazał w życiu. Warto było jechać nocą szosą katowicką z Wrocławia, w deszczu, reflektorach mijających samochodów i oślepiających z tyłu poganiaczy cmentarnej frekwencji, na granicy śmierci.. I nie jest to żadna przenośnia. Jazda samochodem, nocą, w deszczu daje duże prawdopodobieństwo tragicznego wypadku, które mogłam osobiście i po raz drugi obserwować na tej trasie. Na szczęście opatrzność czuwała. W końcu los tak zdecydował, że ta piekna dziś Bernardynka trafiła pod właściwy adres.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mozna sie naprawde w tych smutnych oczach zakochac.Nina

Anonimowy pisze...

Pani Tereniu to rzeczywiście niezwykłe zdarzenie z Sabą czy mogłaby pani jeszcze coś więcej, jesli pani oczywiście wiadomo napisac o jej wcześniejszych losach
Ania

Anonimowy pisze...

Jesteś GIT! kobitka Terka
JM

Anonimowy pisze...

Jesteś GIT! kobitka Terka
JM