niedziela, 31 października 2010

ANIOŁY i anioły ŚMIERCI cz. II

Trzeba przyznać ze zaopatrzenie w szpitalu MSWiA jest doskonałe, ale myliłby się ten, kto myśli, że medyczne- mam na myśli zaplecze "turystyczno- kulinarne". Do zwiedzania jest kilka pięter i podziemia, gdzie pacjenci oddają swoje okrycie, choć prawdę mówiąc lepiej tam nie zjeżdżać i go nie oddawać, bo nigdy nie wiadomo, w jakim sąsiedztwie będzie wisiało, ze nie wspomnę o higienie, bo do przechodniego pokrowca trzeba włożyć również obuwie. Naprawdę dużo przyjemniejszy od poziomu -1 jest poziom pierwszy, szczególnie jeśli ktoś po kolacji czuje się głodny może do woli zrobić zaopatrzenie, nie bacząc na dietę czy zalecenia lekarza. Gdyby chciał również dal niepoznaki zmienić garderobę może się ubrać od sto do głowy. No pod warunkiem oczywiście, ze ma odpowiednia ilość kasy, bo najzwyklejsza, bawełniana apaszka kosztuje 45 zł. Tak, więc po krótkiej wycieczce, bo czekało mnie jeszcze EKG, zaopatrzeniu się w baterie do szpitalnego pilota i nie odmówieniu sobie kawy z ekspresu wróciłam na oddział wewnętrzny.
Naturalnie pilot mimo wymiany baterii nie działał, ale za to tętno mi wzrosło, co w tym wypadku było objawem pozytywnym.Pierwszy dzień wydawał się nie najgorszy. Tym bardziej, że miałam okazję przeprowadzić urokliwą rozmowę z panią Danusią, która w pewnym momencie mnie totalnie zaskoczyła pytając -czy znam może Basie Glinkę, która jest jej sąsiadka? Po raz kolejny okazało się więc, że świat jest naprawdę mały. Wreszcie ostatni już tego dnia obchód, na którym pojawił się sam prof.Andziak i tu znowu szok zaskoczenia.
- A pani jak tu trafiła? 
- No przecież pan profesor-nie zdążyłam skończyć, bo profesor zerknął na kartę i dodał
- Ach tak żylaki, Operacja. I wyszedł. No super fajnie się zapowiada.
Oczywiście noc nieprzespana i to nie tylko z nerwów, ale z powodu chrapiących współlokatorek i cierpiącej naprawdę pani Danusi. Ale następny dzień miał być dużo gorszy. Jak zły nie mogłabym nawet sobie wyobrazić.

Brak komentarzy: