Spadło to na mnie, jak grom z jasnego nieba
WALDEK KOCOŃ nie żyje. Prawdopodobnie zmarł we śnie. Znalazła go w domu przyjaciółka/ żona Daniela Olbrychskiego/, która w ostatnich miesiącach pomagała mu ze zwierzakami. 26 siepania br. w Złotych Tarasach autoryzowaliśmy 3 wywiady, których udzielił mi na wyłączność. Prosił, aby wykreślić z tekstu nazwę kawiarni Lubię to-, gdzie zwykle spotkał się z ludźmi, bo jak powiedział: Będą przychodzić i oglądać mnie, jak małpę. Wprawdzie autoryzował to długo, ale zmieniał tekst na bardziej dobitny- wiadomo w rozmowie inaczej formułuje się , a inaczej je czyta. Dobierał skrupulatnie nawet przyimki. A, gdy skończyliśmy powiedział" No Tereniu teraz jestem absolutnie usatysfakcjonowany Twoją pracą . To jedne z najlepszych wywiadów jakich kiedykolwiek udzieliłem. Zażartowałam, że to nasz wspólny wywiad, skoro miał tyle uwag i poskarżyłam się, ze jeden z jego bliskich przyjaciół zrobił mi kilka lat karczemną awanturę, bo pośpiechu robiąc notę biograficzną pomyliłam festiwale. na których obierał nagrody. Obiecał, że pokaże im swoje wywiady z dumą, iż ich udzielił . Już nie doczeka ich publikacji.Pisałam w poprzednim poście, ze jechałam do domu po niedzielnym spotkaniu z Waldkiem, słuchając w samochodzie jego płyty NIE WIERZĘ ze łzami w oczach. Zastanawiałam się, jak można mieć tyle siły i zarazem w sobie charyzmy, aby w obliczu śmierci żartować, jeździć kolejką na spotkania i spotykać się z ludźmi. Wielu w takiej sytuacji zamyka się w sobie, stroni od tłumów. Umówiliśmy się, ze jak ukażą się wywiady osobiście wpadnę, aby poznać jego pupili. Wcześniej zapraszana zrezygnowałam, albo mówiąc wprost- stchórzyłam, bo jednak te pupile dzikie koty z Afryki, a ja chcę jeszcze pożyć. Słuchając w samochodzie jego płyty: buntu przeciwko Bogu, poetyckich piosenek brzmiących, jak pożegnanie nie mogłam przełknąć śliny. Nie myślałam jednak, że to spotkanie, wieczorne tego dnia długie rozmowy przez komorkę będą ostatnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz