poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Ania Popek - perła wśród ....

                        Dzisiaj, jak w każdy poniedziałek ukazał się kolejny nr Teletygodnia z okładką ANI POPEK i moim  z nią wywiadem. Poznałyśmy się w 2001 roku... gdy, chyba- dopiero co- podjęła pracę w warszawskiej TVP. Pamiętam, ze spotkałyśmy się na rozmowę w dość nieciekawym hotelu przy Al. Lotników. Nie wiem dlaczego akurat tam?
                Ania była wtedy bardzo skromną dziewczyną- właściwie  młodą kobietą, ale od razu wyczułam w niej bratnią duszę. Byla niezwykle ciepła i normalna. Nic nie udawała, nie próbowała grać kogoś- kim nie była. Jak na osobę już publiczną była również niesamowicie szczodra. To rzadkość! Skromnie ubrana miała na szyi czerwoną, tiulową apaszkę, na której naklejone były kawalki czerwonego materiału..? w kształcie listków, co od razu zwróciło moja uwagę, bo czerwony i czarny to moje ulubione kolory. Nie omieszkałam wyrazić swojego zachwytu- bo to "coś.." było naprawdę piękne. Bez chwili wahania Ania zdjęła apaszkę i mi ją dała mówiąc, ze to rękodzieło jej przyjaciółki plastyczki, więc muszą ja przyjać.Mam ją zresztą do dzisiaj.
      Drugim niesamowitym momentem, gdy poznałam Anię- jako dobrego, wrazliwego człowieka- był dzień śmierci mojej Saby- owczarka podhalańskiego- 22 pażdziernika 2001 r. Maile nie były wtedy jeszcze tak powszechne, jak dzisiaj i wysyłałam własnie Ani wywiad  do autorzyacji- faxem. Moja Saba od roku chorowała, trzy razy w tygodniu dostawała zatrzyki z chemii, ktora sama jej robiłam i kiedy Pani weterynarz dała mi nadzieję, że wkrótce wyzdrowieje- własnie podczas wysyłania faxu do Ani usłyszałam lekkie uderzenie w drzwi w drugim pokoju. Gdy weszłam, a trwło to sekundy Saba umierała. Po raz pierwszy w życiu widziałam śmierć na żywo. Odeszla szybko i bezboleśnie, ale dla mnie załamał się świat, choć może dla niektórych to niezrozumiałe. W każdym razie- rok 2001 w ogole był dla mnie tragiczny: najpierw w lutym odszedł mój tata, na wiosnę jacek Strzemżalski- nasz przyyjaciel, redaktor mojego magazynu COLLECTION, a w październiku mój ukochan piesek.  Tego juz było za dużo. Więc kiedy dopilnowałam jej pogrzebu- leży na Psim Cmentarzu w Koniku- zamknęłam się w czterech ścianach i w sobie. nie wychodzilam, nie jadłam, nie oglądalm, nie słuchałam. Byałm ze swoimi myślami. I .... ktoregoś dnia odebrałm telefon. To była Ania. Zaproponowała, że mogę z nią i jej rodziną pojechać do Mikołajek do- nowego Spa- firmy Thalgo. Wiedziała w jakim byłam stanie. Nalegała tak długo, ze w końcu się zgodziłam. W pewnym sensie uratowała mi życie.
   Widze, że po latach- choć długo się nie widziałyśmy nic się nie zmieniła. nie odbiła jej palma, nie stara się być gwiazdą. Jest sobą.

Brak komentarzy: