środa, 25 sierpnia 2010

Jak SMS może zmienić intencję...

Na szczęście wyjechaliśmy już z koszmaru Ustronia Morskiego. Myślę, że te dwa tygodnie niestety nikomu nie wyszły na dobre. Jesteśmy też na Pomorzu, ale jakże innym kujawsko-pomorskim, a jutro wracamy do Warszawy. Wreszcie chwila na przejrzenie prasy. Ukazał się właśnie jeden z ostatnich robionych przed wyjazdem wywiadów dla TELETYGODNIA z Maciejem Wierzbickim robionym przy okazji powtórki serialu Trzeci oficer. Jak zwykle sięgnęłam po komórkę, aby wysyłać SMS-a, że wywiad się ukazał. Uważam, ze skoro wydawnictwa nie płacą aktorom za udzielenie wywiadu- to przynajmniej przyzwoitość dziennikarza, który bierze marną, bo marną kasę nakazuje go o tym powiadomić. Przyznam, ze w pierwszej chwili, gdy ktoś ze znajomych mi powiedział że jest mój wywiad i z kim zaprzeczyłam. To był mój pierwszy wywiad z tym aktorem w dodatku przez telefon i nie pamiętałam. Oczywiście po kupieniu TT i przeczytaniu  pierwszego pytania przypomniała mi się cała historia. Pan Maciej był w trakcie zdjęć do Domu nad rozlewiskiem i, gdy dzwoniłam wspominał o ograniczonym czasie. Umówiliśmy się precyzyjnie o 22.30, ale z kolei inny aktor p. Edward Lubaszenko przełożył godzinę swojego wywiadu. Nie cierpię takich sytuacji, bo co by się wtedy nie mówiło jest to niezręczność. Na szczęście rozmowa poszła gładko. Poprosiłam o błyskawiczną autoryzację i zgodził się. Niestety po kilku dniach jej jeszcze nie miałam, więc koleżanka w redakcji postanowiła wcześniej dać już gotowy, inny wywiad, bo przecież wiadomo, ze tygodnik ma obligatoryjne terminy oddania materiałów do drukarni. Zbliżał się jednak termin mojego wyjazdu i masa spraw do załatwienia. Denerwowałam się, że muszę czekać na ten jeden tekst. Napisałam, więc SMS-a
-  Panie Maćku, kiedy mogę spodziewać się autoryzacji?
Zwrotny SmS świadczył o tym, że nie dostał tekstu mailem ale też..
.ani w mojej, ani Pani karierze wywiad do Teletygodnia nic nie zmieni, jak ten wywiad się nie ukaże.
Przyznam, że nieco zdziwił mnie trochę arogancji ton tej wypowiedzi, zważywszy na całkiem miłą rozmowę, ale jako aktorka zrzuciłam to na karb poddenerwowania zdjęciami. Spodziewałam się jednak koszmarnej autoryzacji, a o dziwo przemiła agentka powiadomiła mnie, że poza interpunkcją nie ma zmian.
   Dzisiaj przypadkowo otworzyłam po 3 tygodniach swojego SMS-a z prośba o termin autoryzacji  i zgrozo zobaczyłam tekst:
- Panie kiedy mogę spodziewać się autoryzacji?
Wypadło słowo "Maćku"- co zmieniło diametralnie ton MOJEJ wypowiedzi.
 No, ale co począć na elektroniczne chochliki....

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Nie lubię go to zarozumiały buc. Dorota