poniedziałek, 29 lipca 2013

PRZEDWAKACYJNE RADY BABCI WERONIKI

W zasadzie już na wylocie....Ale wszak dzisiaj poniedziałek, a jutro jeszcze lipcowy wtorek nalezy się Wam jeszcze jeden - przed przerwą post na moim blogu BEZ MASKI.
    Zamierzałam nawet zeskanować pewne zdjęcia i rodzinne fotografie, ale ten upał mnie kompletnie dobija, a i zmęczenie święga zenitu, nie potrafię już normalnie nawet kojarzyć, więc stwierdziłam, że ograniczę się tylko do tekstu. Jeszcze tylko trzy dni łącznie z dzisiejszym takiej gehenny i wszystko się zmieni....
     WIERZĘ, ZE NAJLEPSZE, bo zgodnie z tym co ostatnio mi wtłaczał do głowy mój wspaniały kabaretowy przyyjciel FILIP BOROWSKI, który mnie odwiedził po raz pierwszy w domu, a znamy się raptem 30 lat-  tylko POZYTYWNA ENERGIA!!!!
    A skoro mowa o pozytywach...
Przypomniała mi się moja ukochana niestety już śp. Babcia Weronika, która w zasadzie mnie wychowywała....Otóż babcia zawsze i na wszystko miala swoje złote reguły i myśli, które delikatnie sugerowała wprowadzać w życie. A skoro wakacje warto nietóre przynajmniej z nich przypomnieć.
                       MASZ DZIECKO...- BIERZ ZA NIE DOPOWIEDZIALNOŚĆ!
  W tym momencie przypomniały mi się opowieści moich przyjaciółek, którym rauma z dzieciństwa ostro dała się we znaki w życiu dorosłym. 
    Jedna z nich zwierzyła mi sie kiedyś, jak to będąc małą dziewczynką i mając stosunkowo młodych rodziców została zabrana przez nich motorem na grzyby. Gdy koszyki były już wypełnione po brzegi rodzice wsiedli na motor i niby dla żartu odejchali. Moja mała 4 letnia przyjaciółka została sama w lesie i zanim po nią wrócili przeżyła potworną traumę: strachu7m porzucenia, krzywdy. Oczywiście rodzice wrócili, bo to miał być tylko żart. Niestety ten żart odbił się tragicznie na jej psychice. Nawet już jako osoba dorosła wolala wczesniej odejść od meżczyzny, niż zostać porzuconą.
   Druga koleżanka opowiadała, jak to rodzice, gdy przyszła na świat jej młodsza siostra zamykali furtkę taze dla zabawy, a ona stała przed furtka, gdy oni żartowali idź sobie   my ciebie nie chcemy, bo mamy już inną dziewczynkę- twoją siostrzyczke. Nic dziwnego, że kiedy moja koleżanka probówała róznymi sposobami myścic się na swojej młodszej siostrze w dzieciństwie niemal próbując ją zabijać. Do tej pory ta ała, tej większej ma wszystko za złe....
  Mój wlasny przykład ze swojego podwórka
Wczoraj pojechałam na dzialkę, gdzie cały czas przebywa z dyrektorem agencji Tessa mój pies- adoptowana Bernardynka. Przygotowując im przerózne posiłki, bo przecież mnie nie będzie spoglądałam w okrno, bo na dworze panował skwar, więc mimo wszystko lepiej było gotowac w domu- plakałam. I nie dlatego, że kroiłam cebulę, tylko, ze na parapecie okiennym stoi piękne zdjęcie dwóch moich poprzednich piesków - owczarków podhalańskich. Pierwsza SABA, drugi choć miał w rodowodzie SABAŁA- - tak naprawdę wabił się SABINEK. Płakałam patrzać akurat na jego zdjęcie. 
    SABĘ kochałam bardzo, choć byłą wredną góralką, przywieziona z Zakopanego potrafiła nawet mnie ugryźć. Odeszła po 1, 5 rocznej chorobie/ mając 11. 5 roku/ na zawał z wylewem, dokładnie- tak jak mój TATUŚ. Podobno to najlżejsza śmierć. Została pochowana na PSIM CMENTARZU w Koniku Starym, gdzie dzisiaj ją odwiedziłam. Ma sój pomnik ze swoim zdjęciem. Po jej śmierci niemal przez rok codziennie zalewałam się łazami nad jej grobem, czasami- a cmentarz jest w środku lasu- jeżdziłam tam o 5 nad ranem lub późnym wieczorem i marzyłam, aby ktoś mnie tam zabił tak bardzo cierpiałam po jej śmierci.
   A półtora roku później, gdy byłam już w kompletnej rozwałce psychicznej przywieziono mi z gieldy- bo sama nie byłam w stanie pojechać zapijając się szampanem, bo w ty czasie odszedł również Tato/ 2001 r/- przywieziono mi do domu maleńkiego w koszyku SABAŁKĘ. W psiej kalsyfikacji był największą miłością mojego życia.  Zresztą dwa razy mi je uratował.... ale to nieczas, aby o tym mówic. W każdym razie ten niby pies był nie tylko najlepszym moim przyjacielem, ale niemal najbliższym mi CZŁOWIEKIEM, jakby dziwbie to nie zabrzmiało. Rozumieliśmy się jakąś dziwną, ponad ziemską mocą. Wystarczyło coś pomyśleć on już to robił, gdy plakałam rozśmieszał mnie, a do tego był tak ostojny, dobrze ułożlony, że byłam dumna wychodząc z nim na spacer. Miałam nadzieję , że pożyje dł;użej, ale niestety zachorował na raka---- cała relacja w BEZ MASKI lata wcześniejsze. Miałam wówczas przepiękne, obszerne biuro w własną, sceniczną garderobą, w wysokim wierzowcu, gdzie specjalnie dla Sabina zrobiłam schody z wyjściem na wielki taras,  ale Sabinek nie lubi tam ze mną przebywać, nawet, gdy wielokrotnie w nim nocowałam, wolała wracać do domu. Gdy zachorował, przeszedł trzy operacje łapy, bo rak zanim miał przeżuty na inne organy wydawął sie bardzo niegroźną kuleczką między palacami- na świecie zaczął sie tzw, kryzys, w dodatku strtaciłam najbardziej dal mnie dochodowe pismo Teletydzień, więc agencja zaczeła zwalniac ludzi. Brałam każda pracę, a wręcz o nią błagałam, by ratować Sabinka, bo chemia, która psrowadzałam z Anglii- była potwornie droga- jedno opakowanie na tydzień 800 PLN. Ale nic poza NIM się wtedy nie liczyło. Zmiana kilnik, wyjazdy w różne zakątki Polski, aby znaleźć ratunek nic nie dały. Pamiętam, koszmarny sierpień dwa lata temu, gdy siedząc z ni na działce robiłam mu o północy kroplówkę.  Nastepnego dnia wioząc go 50 km do lekarza, gdy przewrócił się przed lecznicą kazałm zrobić ostatnią najdroższą reanimację, ale skoro się nie powiodoła, ze ściśniętym sercem podjęłam decyzję o autanazji. To był- jak dziś pamiętam piątek. Zabrałam go jeszcze do Warszawy, znowu padł mi przed blokiem ale na ostra komendę ostatkiem ził wstał i wolno podążył do windy. W sobotę pojechaliśmy na działkę, gdzie obok działki miał w lesie wykopany już głęboki, ludzki grób. Razem poszliśmy go jeszcze zobaczyć. A ponieważ lekarz dawał jeszcze 1 procent na poprawe chciałam mu zrobić kolejną kropłowkę. Wtedy to on a nie ja podjął decyzję- STOP! i nie wziął już leków. Nastepnego dnia po zjedzeniu kilograma najlepszej i najdroższej wołowiny przyjechali moi przyjaciele i doktor. Wiedział co się stanie. zrobił jeszcze krok aby wejść pod stół, ale powiedziałam Sabinku NIE już czas i leżąc obok moich nóg, głaskany i całowany przy głosach i śmiechach moich przyjaciół o co poprsiłam dostał podwójną dawkę zastrzyku śmieci.  Spał tak pięknie. Przyjaciele zostawili mnie z nim na kilka godzin, o co prosiłam.  Gdy nadszedł ten czas ostulony w njalepszą kołdrę, ze swoim ulubionym pieskiem i aniołkiem w łapce został przez nas odtransfortowany na miejsce spoczynku.
      DLACZEGO POWIEDZIAŁAM O TYM W TAKICH SZCZEGÓŁACH?
Dlatego, że niespełna miesiąc po jego śmierci adoptowałam porzuconą Bernadynkę Berę, która oczywiście wabi się SABA 2, i której ufność, bo została bardzo przez ludzi skrzywdzona zyskałam dopiero po kilku miesiącach. Wiem, że mnie kocha i zamną tęskni, ale ja widzę, że zarówno SABY 1, jak i jej tak już nie pokocham. Widze też, że barddzo przywiązała się do swojego opiekuna, bo z kolei dla nie go to ona jest teraz wszystkim. Zmierzam do tego co mawiała babcia WERONIKA:  W zyciu trzbea być odpowiedzialnym! jeśli bierzesz zwierzaka, bierzesz go na całe życie. Nie wyrzucasz podczas wakacji, tylko jesli nie możesz zapewniasz mu taki byt, jaki sama być sobie życzyła. To samo mówiła o miłości ludzkiej:
NIE MA TEGO, ZE KAŻDA MIŁOŚĆ JEST INNA, ALE RÓWNIE WIELKA. WIELKA MIŁOŚĆ ZDARZA SIĘ TYLKO RAZ W ŻYCIU i za nią również bierzesz odpowiedzialność. jeśli nie masz cywilnej odwagi lepiej w porę się wycofać, aby kogoś nie skrzywdzić!
Nie zostawiajcie więc zwierząt, nie lekcewazcie ludzi, nie bawcie się ich uczuciami, bo tak jak dziecko nadal kocha swoich rodziców, kolejna zadra w ich sercu pozostaje do końca życia i jednego z rodziców już nie kochają miłoscią bezwarunkową.
    Ludzka wytrzymałość ma swoje granice.
A skoro zeszliśmy na uczucia i miłość...Babcia WERONIKA- moja ukochana miała tez na ten temat swoje teorie
                           TEORIE BABCI NA TEMAT MIŁOŚCI 
Otóż babcia uwazała, że nie ma idelanych związków,  bo partnerzy się dobrze dobrali. Idealny związek- wedl;ug Babci- to taki, gdzie nikt nikogo nie rani swiadomie, taki gdzie wszystko się wybacza prócz zdrady. uważała, ze ludzie kazdego dnia powinni pracować na związek tak, jakby miał skończyć się następnego dnia, dawać z siebie wszystko, bo tylko wtedy ma on szanse zbliżenia się do ideału. Babcia miała jeszcze takie swoje powiedzonka: ZANIM ZWIĄŻESZ SIĘ Z MĘŻCZYZNĄ PATRZ JAKI MA STOSUNEK DO SWOJEJ MATKI I W JAKI SPOSÓB ROZSTAWAŁ SIĘ Z BYŁYMI KOBIETAMI, Z KTÓRYMI BYŁ. Niestety rady babci bardzo zapadły mi w pamięci, więc na wszelki wypadek- choć facetem nie jestem- zawsze dobrze rozstawałam sie z moimi byłymi, hcoc niedobrze na tym wychodziłam finansowo...../ ha, ha/
     Zatem wakacyjna rada kochani...
Flirty flirtami, romanse romansami, ale uważajcie, aby kogoś nie skrzywdzić. 
Czasami w imię tej prawdziwej miłości trzeba podjąć rygorystyczne kroki w swoim życiu, bo nie ma wyjścia, ale suma sumarum wszystkim to potem wychodzi na dobre. Nadal ci cco nadal kochają, godzą się, ze komuś z ich bliskich nalezy się wreszcie miłość. na tym to polega.

      No i na samo zakończenie, poniewaz od czwartku już mnie nie ma na Fejsie.....
                        moja tym razem rada dla Fejsbukowców
Face Book nie moze być martwnym portalem spolecznościowym. Niektórzy z Was wolą czytac co inni piszą, nie lajkując niczego. Nic dzinwego, ze jako najbardziej oblegany portal- administracja zaczyna likwidować pewne konta. Like- ujcie to co wam sie podoba i komentujcie. Wtedy wiecej osób będzie również i was lajkować. Lajkujcie tez reklamy, bo nawet, gdy z nich nie skorzystacie przynajmniej zrobicie komuś przyjemność , że ich zauwazyliście.
    Kilkoro z moich znajomych, w dodatku kompletnie niekumatych internetowo straciło na jakiś czas fejsa i nagle poczuli sie, jak bez ręki. No tak to bywa.....Ile teraz muszą włożyc pracy , aby odzyskać dawne dane....No tak to już jest Nikt przecież nikogo nie zmusza do bycia na portalach społecznościowych, ale jak już jesteście, przyjmujcie znajmych, lajkujcie, każdego można przecież wywalić potem i bawcie się dobrze.
A WSZYSTKIM ŻYCZĘ MIŁOŚCI, CUDOWNYCH WRAZEŃ PODCZAS WAKACJI,
                      ALE PRZEDE WSZYSTKIM WYPOCZYNKU
bo sama po sobie widzę, że praca na takich obrotach, w dzisiejszym totalnie zakręconym świecie, gdzie nikt nie ceni danego przez siebie słowa, a wszystko traktuje z przymróżeniem oka, ludzi wrazliwych może doprowadzić do obłędu. Wszystko przecież ma swój poczatek, swoje granice i swój finał.
    A WIEC WAKACYJNE KISS i do zobaczenia za miesiąc po drugiej stronie lustra...może.... 


8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Oj,Pani Tereso, ale z ortografią to mamy kłopoty! Czy poprawnie są napisane wyrazy "wieżowiec" i "przeżuty"? Proszę sprawdzić w słowniku j.polskiego.

Anonimowy pisze...

łoj tam łojtam
to jest tylko literówka przy szybkim pisaniu i nie zastanawianiu się nad gramatyką. Oczywiście można też włączyć "poprwiacza błędów" - fajne wyrażenie nie?, lecz przy szybkim pisaniu idzie z pod palca edytuj i po wysyłce. Uważam, że trzeba być bardziej wyrozumiałym
siostra przełożona

Anonimowy pisze...

Poprawka do pierwszego komentarza - w tekście występuje " wierzowiec", no cóż, każdy może się pomylić, sorry!!

Pasożyty pisze...

Masz dobre zdanie na różne tematy.

Anonimowy pisze...

A co to gazeta....Czytam wiele pisemek tzw gównianych tabloidów, gdzie nie do sc z e robią błędy, to piszą przede wszystkim bzdury. Pani Tereni kocham czytać to co Pani pisze, niezależnie od b led ow, bo jest pani osoba a niezwykła

Anonimowy pisze...

Tylko totalne bezgozgowia, albo zawisti koledzy po fachu moga sie czepiac gramatyki na blogu, skoro jak wiadomo Teresa pewnie pisze to na tablecie a tam wszystko leci z angielskiego. Ale pwenie te panie czy panowie nie wiedza co to tablet. Jak nie ma się nic do powiedzenia trzeba przyczepic sie grmatyki.
Tereska rady twojej babci sa niezwykle inspirujace...
AGS

Anonimowy pisze...

Teresa nie rób jaj kochamy to co piszesz i nie rób takich numerów PISZ DO CHOLERY

Anonimowy pisze...

Teresa nie rób jaj kochamy to co piszesz i nie rób takich numerów PISZ DO CHOLERY